poniedziałek, 24 marca 2014

OPOWIEM CI O SŁODYCZY

LOVE IS...


Straciłam tak wiele rzeczy,
zapomniałam tak wiele marzeń,
tak bardzo żałowałam, 
że nie nauczyłam się jak się kocha.
Gotowa by odejść, 
zostałam sama.
A potem bez zastanowienia, 
wiem, że coś mi się wymknęło.
Później w samotności przemierzyłam tyle miejsc.
Taka była prawda: tak pusta i tak okrutna.
Odważyłam się lecieć i leciałam, leciałam...
A teraz pragnę odnaleźć wszystko o czym marzyłam.

Przybywam z morza, przybywam z daleka,
przybywam, by zamienić smutek miłości 
w pocałunek.
Przybywam, by szukać słońca.
Niesie mnie wiatr...
Zamienię rozczarowanie na uczucie.

Straciłam tak wiele rzeczy,
zapomniałam tak wiele marzeń,
tak bardzo żałowałam, 
że, nie nauczyłam się jak się kocha.
Odważyłam się lecieć i leciałam, leciałam...
A teraz pragnę odnaleźć wszystko o czym marzyłam.*


Zdjął ze stóp czarne japonki i biorąc je do ręki wszedł na plażę. To był koniec ciepłego, letniego dnia i coś ciągnęło go do tego spaceru. Przystanął na chwilę i jeszcze wyżej podwinął nogawki swoich czarnych dżinsów, robiąc z nich rybaczki. Jego czerwona koszulka w białe, cienkie paski była targana wiatrem, a jej długie rękawy były podciągnięte i odkrywały silne przedramiona. Zachodzące słońce właśnie zmieniało kolor świata na pomarańczowy, ale już nie raziło, więc okulary przeciwsłoneczne założył na głowę. 
Lubił spacerować po plaży. Zwłaszcza kiedy nikogo na niej nie było. Jednak robił to rzadko i krótko. Prawdopodobnie właśnie dlatego tak do tego tęsknił. 
Wiatr rozwiewał mu jego ciemne, gęste włosy, które sukcesywnie odgarniał z oczu, choć po każdym razie miał na to coraz mniejszą ochotę. Być może przeszkadzało mu to tak bardzo, bo nie myślał o niczym konkretnym i jego umysł był wolny od wszelkich trosk. 
Zmieniło się to kiedy ją dostrzegł.
Siedziała na brzegu w dżinsowych szortach i białym t-shirtcie. Fale obmywały jej stopy, a wiatr tragał jej koszulką i rozpuszczonymi, długimi włosami, które teraz zdawały się być rude. Przystanął na chwilę i przypatrywał się jej. Wiedział, że to jak samotnie teraz wygląda oddaje to, jak czuje się w środku. Westchnął, a potem podszedł do niej. Stanął za nią i już miał się odezwać, ale nie chciał jej przestraszyć. Zamiast tego usiadł obok niej. Nawet na niego nie spojrzała. Jej wzrok utkwiony był w zachodzącym słońcu.
- Myślisz o czymś ważnym? - zapytał, jednak retorycznie. 
- Myślę o czymś zupełnie nieważnym.
- Wiec to tylko twoja spaczona opinia, bo nie wyglądasz jakbyś myślała o błahostce. 
- A jak wyglądam? 
- Poza tym, że samotnie? Jakbyś tęskniła. I... Wiesz, że to niecodzienny widok. Nawet dla mnie. 
- Powiedz mi... Jak to jest stracić swoją miłość?
Zapadło długie milczenie, przerywane jedynie miarowym szumem fal. 
- Dlaczego pytasz o to akurat mnie? - wyszeptał, wciąż nie mogąc poradzić sobie z jej pytaniem.
Spojrzała w jego piękne, brązowe oczy i powiedziała:
- Bo jesteś ciepły... empatyczny... stały... czuły... Bo troszczysz się o ludzi i nigdy ich nie oceniasz. Bo nigdy byś ich nie opuścił. 
Opuścił?
- Strata jest... Bolesna albo nic nieznacząca... Przewlekła, albo chwilowa... Gorzka, albo jałowa...
Ale to pytanie nie oznacza, że kiedykolwiek uwierzyłabyś, że powinnaś zostać...
- Dlaczego o to pytasz?
- Myślę o tym jaka jestem. 
- Jaka... jesteś? - powtórzył powoli przetrawiając znaczenie tych słów. - Nie rozmawialiśmy o twoim charakterze przez tyle lat! Dlaczego teraz myślisz o czymś takim?
- Bo może powinniśmy o nim rozmawiać... Może wtedy... nie myślałabym jaka zła byłabym będąc zakochana. 
Wtedy zrozumiał.
- Nie powinnaś tak myśleć. 
- Ale myślę. 
- A to niczego nie zmienia. A teraz poważnie, o czym myślisz?
- Raczej o czym chciałabym potrafić myśleć.
Położył brodę na jej ramieniu i wpatrywał się w jej profil. 
- Powiedz mi. 
- Próbuję sobie wyobrazić jaka bym była, gdybym była zakochana. Gdybym kochała kogoś romantycznie. 
Roześmiał się. Wręcz zdusił parskniecie śmiechem zatapiając twarz w jej włosach. A ona skuliła się w sobie i jeszcze mocniej opatuliła się ramionami. Była zraniona. Wiedziała o jak idiotycznych, nierealnych rzeczach myślała i wiedziała jak bardzo nie zasłużyła na taką miłość, ale miała nadzieję, że on nie wyśmieje tego... marzenia.  A on dusił się ze śmiechu, do tego stopnia, że aż ukryła głowę miedzy kolanami z zażenowania. I kiedy już nie mogła znieść jego rozbawienia, i chciała wstać, by odejść od niego jak najszybciej, ten wyciągnął rękę i dosłownie przygwoździł ja swoimi długimi, silnymi ramionami do swojej klatki piersiowej i trzymał mocno. 
-  Niewygodnie mi - wystękała, próbując złapać powietrze ponad jego przedramieniem. 
- Trudno. 
Doskonale wiedziała, że jej nie puści, a wszelkie próby wydostania się z jego niedźwiedziego ucisku, tylko go wzmocnią, mimo to rzucała się na wszystkie strony kopiąc powietrze i mając nadzieję, że to on w końcu oberwie.
- Opowiem ci - orzekł i unieruchomił jej wierzgające nogi jedną swoją.
Prychnęła głośno wyrażający tym swoje niezadowolenie.
- Cicho - zganił ją niczym niesfornego zwierzaka i przycisnął mocnej do swojej piersi. - Wyobraź sobie plażę...
Plażę?
- Tak, plażę - potwierdził czytając jej w myślach. - Na przykład taką jak ta. Wbiegałabyś na nią od strony wydmy, oczywiście w jakiejś zwiewnej, białej sukience. Swoje buciki w paseczki porzuciłabyś gdzieś już w chwili, w której zobaczyłabyś fale. On podniósł by je, a potem biegłby za tobą, nie chcąc stracić z oczu twojego szczeniackiego zachowania. I twojego uśmiechu. A ty, kiedy pełna euforii już będziesz robić krok do wody, przystaniesz, a potem odwrócisz się i zawołasz do niego prosząc, byście zbudowali wielki zamek z pisaku. A on zgodziłby się, bo nigdy nie przypuszczałby, że poprosisz o coś takiego. Tworzyłabyś z nim, siedząc na przeciwko i pochłaniając swoim spojrzeniem jego wzrok. Bo właśnie to byłoby powodem, dla którego nie siedziałaś obok. I przygryzając policzki, próbowałabyś ukryć ten szeroki uśmiech na swojej twarzy, bo tak cieszyłabyś się, że on jest z tobą. Że dzieli tą chwilę z tobą. Że chce ją dzielić. A gdy twój wymarzony zamek byłby gotów, już robiłabyś krok w jego kierunku, żeby w podziękowaniu rzucić mu się na szyję. Ale zamiast tego chwycisz go za rękę i pociągniesz w kierunku morza, by ochlapać go wodą...
Zrobił ze mnie dzieciaka.
- Następuje taka scena z romansu, w której gonicie się w wodzie i wzajemnie przewracacie... Wziąłby cię na ręce i zacząłby się kręcić, a potem spróbowałby wrzucić się do wody, ale ty piszcząc kurczowo trzymałabyś się jego szyi. A potem odpuściłby i zatrzymał się. Spojrzał ci w oczy i patrzył tak długo, aż przestałabyś ukrywać swój uśmiech. Bo uwielbiał ten uśmiech. Uśmiech, który widziało tak mało osób, bo tak niewiele chciało być wystarczająco blisko ciebie, by go zobaczyć. A to ciepły uśmiech. I rozbawione spojrzenie. Takie stałe i takie ufne. Kochałby cię właśnie za to. Bo potrafisz tak patrzeć... A potem, z tym szerokim uśmiechem, pocałowałabyś go w skroń...
Zamilkł. Pomyślała, że ta historia właśnie się skończyła i już miała wrócić do rzeczywistości, kiedy ponownie się odezwał.
- A teraz wyobraź sobie, że jesteś w lodziarni i wcinasz swoje ulubione lody...
Truskawka i czekolada... Mniam...
- Oczywiście, jak to ty, masz całą twarz brudną...
Drań.
- On siedzi tam z tobą i przygląda ci się z rozbawieniem i zaskoczeniem. Nigdy wcześniej nie pozwoliłaś zobaczyć mu jak nieporadna jesteś kiedy masz coś zjeść. I nie może uwierzyć w twoje zrezygnowane słowa, ze byłoby tak nawet gdybyś jadła suchy ryż. Przygląda się twojemu zażenowaniu i twoim zarumienionym policzkom. I choć jest na skraju ataku śmiechu, to właśnie te rumieńce pochłania wzrokiem. Liczy je i klasyfikuje, bo nigdy nie spodziewał się ich zobaczyć. A ty, straszny niedowiarku, zza swoich lodów przyglądałabyś się jego ciepłemu spojrzeniu, zastanawiając się jak to się mogło stać, że znalazłaś się na randce.
Zamilkł na chwilę zamyślając się. Ona już dawno przestała wierzgać pochłonięta jego historiami. Wiedziała, że mają w sobie jakieś niepowtarzalne piękno i dlatego tym bardziej chciała w nie wierzyć.
- Pytałabyś go o całe mnóstwo rzeczy. Zawsze chciałabyś poznawać go jak najlepiej. Dostać się wprost do jego wnętrza. I udałoby ci się. A potem, kiedy zjadłabyś już swoje lody i próbowałabyś pozbyć się ich ogromnej części ze swojej twarzy, on usiadłby obok ciebie i chwytając za papierową serwetkę ze stolika, dokładnie, ale delikatnie wytarłby ci usta.
Znowu zrobił ze mnie dziecko!
- A po skończeniu, ogarnąłby wzrokiem twoją twarz, a potem pocałowałby cię w czoło. Zarumieniona jak piwonia spuściłabyś wzrok, a on patrzyłby na ciebie z rozbawieniem. Bo ta stoicka panna, która zwróciła jego uwagę, jest teraz tylko zawstydzoną dziewczynką...
Oboje zamilkli na jakiś czas, lecz znowu nie udało jej się odezwać jako pierwszej.
- Na koniec, wyobraź sobie, że jesteś w centrum handlowym zmuszona do robienia zakupów.
Wzdrygnęła się na samą myśl.
- Jesteś sama, bo idąc z kimś trwałoby to dla ciebie zbyt długo, ale też bez niego, bo nie pomyślisz o tym, żeby go poprosić. Więc idziesz przez pasaż szybko, ale wyniośle. I w innej sytuacji może dobiłabyś do niego, ale jesteś zbyt skupiona, zbyt odległa, zbyt...
Jestem najgorszą, najlepszą wersją samej siebie...
- A i tak fontanna cię zatrzymuje.
Znowu zrobił ze mnie dziecko! Drań!
- Wygrzebujesz pieniążek i powtarzając swoje jedyne życzenie wrzucasz go do wody. Nie dlatego, że wierzysz, że to sprawi, że życzenie się spełni, a dlatego, że potrzebujesz by jednak tak było. Wtedy słyszysz znajome "cześć". Odwracasz się w tym kierunku i przyglądasz mu się z zaskoczeniem. Jakbyś widziała go po raz pierwszy. I gdyby nie znał cię wystarczająco dobrze, gdyby nie był to jeden z powodów, dla których tak cię kochał, twoje spojrzenie mogłoby sprawić, że się obrazi. Twoje zdumienie, że zrobił coś dla ciebie, jest tak samo wielkie jak zawsze. Bo nigdy nie chcesz od niego nic poza tym, by cię kochał. A potem otacza cię ramieniem i prowadzi przez sklep, a ty ze spuszczoną z zawstydzenia głową dajesz mu się prowadzić. A potem słyszy twoje szeptane "dziękuję" i on wie, co naprawdę to słowo znaczy.
Tym razem wiedziała, że skończył. I choć po każdej historii jego uścisk coraz bardziej się rozluźniał, teraz ją puścił, a ona usiadła jak siedziała wcześniej, tylko opatuliła się rękami jeszcze mocniej.
- Skąd możesz to wiedzieć? - zapytała, nieobecnym wzorkiem wpatrując się w ostatni kawałek zachodzącego słońca.
Uśmiechnął się, ale ona tego nie widziała.
- Po prostu wiem - odpowiedział i pocałował ją w skroń.

Nawet małe szopy pragną kochać i być kochane.



blog wspiera akcję:

blog wspiera akcję: