poniedziałek, 11 grudnia 2017

You'll be the Prince, and I'll be the Princess. (JIMIN - BTS)

YOU'LL BE THE PRINCE AND I'II BE THE PRINCESS (Jimin - BTS)






- Lubisz kogoś, prawda?
- Aż tak to widać?
- Czasami... Czasami po prostu jesteś przeraźliwie smutna. Zgaduję, że ktoś łamie ci serduszko. - Spuściła głowę pokonana. - Opowiesz mi o tym?
- Jest niewiele rzeczy do powiedzenia bo i nic nie ma. Ja nie mogę nawet powiedzieć, że On mnie ignoruje, bo On po prostu mnie nie zauważa. Traktuje jak powietrze. Nie patrzy na mnie, a przeze mnie... jakby mnie tam wcale nie było. Mogłabym dla niego nie istnieć.
Gardło jej się ścisnęło ze smutku, a Jimin położył jej dłoń na plecach i zaczął powoli je głaskać. 
- I to powinno pomagać. Powinno sprawić, że się znudzę i dam sobie spokój, ale jest tylko odwrotnie. Marzę o tej uwadze, chcę żeby choć na mnie zerknął. Jego niedostępność staje się pociągająca bardziej i bardziej, jednocześnie dobijając mnie i doprowadzając do stanu, który widzisz. Ale... - zawahała się. - Już nie chodzi o to, że ma się we mnie zakochać. Ja po prostu chciałabym go poznać, móc z nim porozmawiać. Chciałabym, żeby się na mnie otworzył.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Wybacz, że was porównam, ale widzisz, chciałabym, żeby z nim było tak łatwo jak z tobą. Że chce ze mną rozmawiać, że mogę do niego podejść, a on nie odejdzie na sam mój widok. - Widziała, że jego to boli i było jej naprawdę wstyd, ale nie umiała tego naprawić. - Ale widzisz, Jiminie - Uśmiechnęła się znienacka czym go zaskoczyła. - kiedy wtedy na ciebie patrzę doceniam twoją obecność jeszcze bardziej. I cieszę się, że jesteś.
Zobaczyła wdzięczność w jego oczach kiedy się do niej uśmiechnął.



~ o.O.o ~ 



- Jimin?
- Tak?
- Czym ty sie właśnie denerwujesz?
- Eee... 
Wykręcił ręce nie chcąc powiedzieć.
- Nie chcesz mi powiedzieć? - zapytała zaskoczona.
- Będziesz ze mną tańczyć?
Cisza, która wtedy zapadła mówiła więcej niż tysiąc słów.
- Proszę?
- Będziesz ze mną tańczyć? - powtórzył.
- Nie rozumiem.
- Wiesz, że nie umiem tańczyć towarzysko...
Kiwnęła głową, ale pusty wyraz twarzy jej nie opuścił.
- Wiec zapisałem się na zajęcia. Ale potrzebuję partnerki.
Patrzył na nią wyczekująco czekając aż klapki w jej głowie przeskoczą, ale widać nie miało to nastąpić.
- Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Zostań moja partnerką. 
- Co? - zapytała tępo. 
- Zatańcz ze mną, proszę.
Nabrała gwałtownie powietrza.
- Ale ja nie potrafię tańczyć! - zaoponowała oszołomiona.
- Ale ja też nie! - odpowiedział jej rozbawiony rozkładając ręce.
- To nie jest śmieszne! - nastroszyła się.
- Wybacz, ale wyglądasz teraz przezabawnie - powiedział śmiejąc się tak bardzo, że jego oczy zmieniły się w dwie poziome kreseczki, a w kącikach zaświeciły łezki. - Zostaniesz moją partnerką? - zapytał ją już spokojny łapiąc jej dłonie w swoje i zaglądając w oczy.
- Ale ja naprawdę nie potrafię tańczyć. - Westchnęła zrezygnowała.
- Nie szkodzi, naprawdę. Proszę.
Spojrzała mu w te pełne nadziei i niemych próśb oczy.
- Dobrze.
I nim zdążyła się obejrzeć przytulał ją ciesząc się jak dziecko. Zrozumiała wtedy, że dobrze zrobiła godząc się. 



~ o.O.o ~


Siedzieli przy stoliku w jej malutkiej kuchni z rękoma oplecionymi na kubkach z herbatą. Co chwila zerkała przez okno, delikatnie się uśmiechając.
- W chwilach takich jak ta, zapominam, że śnieg jest wszystkim co zimne i mokre, i mam ochotę wyjść na dwór - powiedziała przyglądając się płatkom śniegu za oknem.
Był już późny wieczór, niebo było czarne jak smoła, ale dzięki latarniom doskonale było widać padający za oknem śnieg. Jego płatki wyglądały puszyście i romantycznie, i w tamtej chili naprawdę jej się podobały.
- To chodźmy! Chodźmy na spacer - zaproponował zaskakując ją i nawet puszczając jej oczko.
I zgodziła się, już chwilę później wędrując z nim przez ośnieżony park.
- Minnie... - odezwała się w pewnej chwili, a jej głos zabrzmiał o wiele bardziej melancholijnie niżby tego chciała. Ale w tamtej chwili, czuła się właśnie tak.
- Słucham cię, Pluto.
- Pluto? - powtórzyła nastroszona, przystając. - Nie chcę być Plutem, on nie ma puszystego ogona. Ma ogon jak mysz!
- Widzisz, jak dobrze do siebie pasujemy - odpowiedział śmiejąc się.
I, oczywiście, jego śmiech sprawił, że ona też się uśmiechnęła. Odrobinkę.
- Minnie, ja... Bo widzisz, jesteś ty... I-i oni... I... I to wszystko. I to jest większe, i większe, i ja... - Przystanął i odwrócił się do niej. - Boję się - dokończyła już szeptem.
- Czego się boisz? - zapytał delikatnie, robiąc jeszcze jeden krok w jej kierunku, tak, że ich kurtki stykały się ze sobą.
- Boję się... - Spojrzała mu w oczy. - Że pewnego dnia my po prostu znikniemy. Przestaniesz mieć dla mnie czas, zaczniemy się mijać, nie będziemy mieć o czym rozmawiać i... po prostu nas już nie będzie.
Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze, a wiatr dmuchający jej w oczy wcale jej nie pomagał.  
Jimin zmarszczył brwi, a w jego oczach pojawiła się jakaś zmiana, jakby coś przeskoczyło mu w głowie, ale na razie milczał i słuchał jej dalej. 
- Niby teraz widujemy się regularniej niż wcześniej, dzięki twoim lekcjom tańca...
- Naszym - poprawił ją natychmiast, ale zmarszczka na jego czole wciąż nie znikała.
- Ale gdyby nie to - kontynuowała puszczając mimo uszu jego wtrącenie - jak często byśmy się widywali?
Nie wiedziała dlaczego zdecydowała się mu opowiedzieć o tych obawach. Dlaczego zrobiła to właśnie teraz, kiedy mieli miło spędzić czas na spacerze, kiedy śnieg padał w naprawdę piękny sposób. 
A może właśnie dlatego.
Może właśnie dlatego, że padał śnieg i dobrowolne spacerowanie w nim było jej czymś obcym. Dlatego, że było zimno i ciemno, kiedy po dziesiątej wieczorem łazili po parku. Może dlatego, że byli w nim tylko oni i z jakiegoś powodu uderzyła ją samotność, której tak bardzo się bała.
- To jest powód, dla którego wciąż tu jesteś? - zapytał ją pochylając głowę, jakby nie chciał przeoczyć nawet najmniejszej reakcji na jej twarzy. 
- Co? O czym ty mówisz? - zapytała zdezorientowana. Spodziewała się odpowiedzi na pytanie, a nie pytania.
- Jasne, nie jestem naiwny, wiem, że nie chodzi tylko o mnie. Jest On, jest też wszystko co tutaj masz, ale oprócz tego...  - Wtedy zrozumiała co do niej mówi. I wiedziała, że nie uda jej się już uciec od tej rozmowy. - Czy oprócz tego, powodem, dla którego wciąż tutaj jesteś, jestem też ja? 
- Ja... - Chciała zaprzeczyć. - Tak.
To było coś jak westchnienie w jej ustach, a może po prosu tak brzmiała prawda i nie była w stanie tego zmienić. Był jednym z powodów. Nie jednym i trudno powiedzieć, że najważniejszym, ale... Największym.
Zobaczyła smutek w jego oczach i chyba poczuła jak coś w niej pęka.
- Dlaczego to robisz? - zapytał, ale wiedziała, że to pytanie jest retoryczne. - Wiesz, że tutaj nie pasujesz. Tęsknisz za domem. Za każdym razem kiedy na ciebie patrzę, widzę jak obco czujesz się w tej betonowej dżungli. 
A on miał rację. Nie pasowała tutaj. Seul nie był dla niej. Była dziewczyną kochającą swoje malutkie miasteczko, wioskę, najbardziej na świecie. Tęskniła za tamtymi górami, za tamtymi lasami, za wszechogarniającą zielenią. Tęskniła za tamtą bryzą, za tamtym zapachem deszczu na chodniku, za tamtymi porankami w ogrodzie, w swoim szlafroku. 
Ale przede wszystkim - tęskniła za tamtym niebem. Za tym, jak tam wyglądał wschód słońca. Jak wyglądał jego zachód i jak wyglądały gwiazdy. Mogła to wszystko zobaczyć po prostu stojąc i patrząc na horyzont. I kochała ten widok najbardziej na świecie, ale tutaj nigdy nie był nawet podobny. 
Nawet teraz, z nim, ta noc musiała być inna niż w domu. 
- Wiesz, za każdym razem myślałem, że ty chcesz tu zostać. Że męczysz się, ale mimo wszystko tego chcesz, nawet jeśli On był tego częścią. Ale dla mnie? Dla mnie? - powtórzył i złapał jej zmarzniętą twarzyczkę w swoje drobne dłonie. - Dla mnie nigdy nie musiałaś tutaj być. Nigdy.
- Ale... Kim byśmy wtedy byli? - szepnęła. 
- Dwójką tych samym najlepszych przyjaciół jakimi od zawsze jesteśmy - powiedział pewnie.
Pokręciła głową. Nie wierzyła w to. 
- Przed twoimi...
- Naszymi - znowu się wtrącił.
- Naszymi - poprawiła się tym razem - lekcjami tańca nawet nie widywaliśmy się regularnie. Ba! Wystarczy, że gdzieś wyjedziesz i znowu tak będzie. I chcesz mi powiedzieć, że gdybym mieszkała na drugim końcu kraju, to by nic nie zmieniło?
- Nic - powiedział przytakując i ścierając jej z policzka płatek śniegu. Do tej chwili całkowicie nie zauważała, że padał śnieg. - Czy to, że spotykamy się nieregularnie kiedykolwiek zmieniło to, jak nam się rozmawia? Czy choć raz było przez to inaczej?
- Nie... - odpowiedziała ostrożnie. Zmierzał do czegoś, a ona nie wiedziała do czego.
- A czy gdybym cię nie ubłagał o te lekcje tańca, to czy spotkalibyśmy się regularnie, jak to nazwałaś?
- Nie... - odpowiedziała marszcząc nosek.
- Więc nie, to gdzie byś mieszkała nie ma żadnego znaczenia. Zawsze znajdę dla ciebie czas, nawet gdybym miał poświecić za to sen czy posiłek. I jeśli wyjedziesz - i tak, chce tego - wtrącił, a w jego spojrzeniu była fascynująca ją determinacja - to na nasze lekcje tańca ja będę przyjeżdżał do ciebie.
- Jimin, to niedorzeczne! To jest na drugim końcu kraju!
- Nie, niedorzeczne jest to, że myślisz, że w naszym kraju, wielkości orzeszka, to daleko, więc przestań. - I nagle jego spojrzenie stało się całkowicie łagodne. - Męczysz się tutaj, tęsknisz, od lat. Nie rób sobie tego. 
- Ale ja nie chcę cię stracić - szepnęła. - Jesteś dla mnie najważniejszy.
Wypowiedzenie tego na głos sprawiło, że wielkie łzy potoczyły się po jej policzkach. Ich ciepło w kontraście z chłodem jej skóry sprawiło, że zdawały się parzyć. Wytarł je szybko kciukami, a potem przytulił ją do siebie.
- Nie płacz - poprosił, przytulając ją do siebie jeszcze mocniej.
- Nie wierzę, że to miejsce będzie takie samo jeśli ciebie tam nie będzie - powiedziała przez łzy w materiał w jego kurtki. 
No właśnie. Bo ona tęskniła za tym wszystkim czego tutaj nie miała, ale kiedy myślała o swoim domu, to myślała też o Jiminie. Na każdym jej wspomnieniu, na każdym pięknym widoczku jaki miała w swojej głowie, on zawsze gdzieś tam był. Jej dom był tam, gdzie był Jimin, więc jak mogła wrócić? Jak mogła dobrowolnie pójść w przeciwną stronę?
- Obiecuję ci, że będzie. Będę tam dla ciebie zawsze, kiedy będziesz mnie potrzebować. Czy kiedyś cię zawiodłem?
Nie. 
- Minnie... - wychlipiała w jego kurtkę.
- Szzz... Cichutko, nie płacz. Nie zostawię cię.
Wtulała się w niego desperacko, wdychając jego zapach i oddając się temu znajomemu uczuciu jego ramion oplatających się wokół niej. Stali tak i stali, a śnieg powoli ich przysypywał. Ale ona naprawdę nie miała ochoty się od niego odrywać.
- Jesteś wszystkim co mi tutaj bliskie. Nie - poprawiła się. - Jesteś wszystkim co mi bliskie.
- Zawsze będziesz mnie mieć przy sobie, wiesz? Wiesz? - zapytał pochylając głowę i pytając ją tuż przy jej uchu.
I wtedy to zrozumiała. Zrozumiała, że tak naprawdę zawsze to wiedziała, po prostu strach przytłaczał ją czasem zbyt mocno.
- Wiem, Minnie.
Odsunęła się od niego powoli i spojrzała na jego twarz. Dla niej nie zmienił się nic, a nic, choć lata tak szybko mijały. Wciąż miał te same ciepłe oczy, które zmieniały się w dwie poziome kreseczki kiedy się uśmiechał. Miał ten sam pogodny uśmiech i drobne dłonie, od zawsze mniejsze niż te jej.  
Podniosła dłoń i strzepnęła mu śnieg z brązowej grzywki, która wystawała mu spod kaptura. W tamtej chwili mogła stwierdzić, że śnieg potrafił być naprawdę piękny. 
Roześmiał się i poprawił czapkę na jej głowie, żeby nie zsuwała się jej z uszu.
- Robi się coraz zimniej - powiedział. - Wracajmy.
Przytaknęła, a on objął ją ramieniem i wrócili do domu.



~ o.O.o ~ 



Opadli zmęczeni na podłogę oddychając głęboko. Jimin chwycił butelkę wody, odkręcił zakrętkę i łapczywie zaczął pić.
Uśmiechnęła się przyglądając mu się. Był spocony, zmęczony, jego policzki były wściekle czerwone, włosy odstawały mu we wszystkich kierunkach, a oczy same się zamykały. Ale z jakiegoś powodu, właśnie kiedy patrzyła na niego w takich chwilach był dla niej najpiękniejszy. Najbardziej autentyczny.
Wyciągnęła rękę, a on podał jej butelkę i pociągnęła sopory łyk. Jakoś nigdy nie przyszło im do głowy, żeby używać dwóch osobnych...
- Te blond włosy tak bardzo ci pasują - powiedziała jedną ręką mierzwiąc jego włosy, a drugą oddając mu butelkę, do której natychmiast przywarł ustami, by łapczywie wypić ostatnie klika łyków. - Zupełnie jakby bóg cię takim stworzył.
- Mówisz, że to twoje ulubione? - Przytaknęła powoli, zastanawiając się do czego zmierza. -  Myślisz, że powinienem zostać w takich na stałe?
Czerwone światło gwałtownie zapaliło się w jej głowie.
- Jiminie... Nigdy nie rób czegoś przez wzgląd na innych. Obcego czy przyjaciela, jak ja. Nawet jeśli musisz dla pracy, to obiecaj mi, że zawsze postarasz się wybrać to, co jest najbliższe twojemu sercu. Nie próbuj się komuś przypodobać, dobrze? To ty sobie masz się podobać. Nic ponad to.
- Dobrze - szepnął. - Będę robił tak, jak ja chcę, nie jak chcieliby inni.
- Obiecujesz? - zapytała z nadzieją.
- Obiecuję.
- Na paluszek? - upewniła się wyciągając dłoń.
- Na paluszek - odpowiedział jej uśmiechając się i złączając swoje krótkie paluszki z tymi jej.



~ o.O.o ~


- Jimin... - odezwała się niepewnie. Kołysała się na stopach ściskając jednocześnie opuszek swojego małego palca.
Spojrzał na nią, marszcząc nosek, słysząc jej głos. Brzmiał jakby popełniła jakąś wielką zbrodnię i teraz próbowała się do niej przyznać z nadzieją, że nie zostanie ukarana.
- Słucham cię - powiedział podchodząc do niej.
- Będziemy ćwiczyć walca wiedeńskiego, prawda?
Przytaknął zaglądając jej w oczy i próbując odgadnąć o czym myśli?
- Bo widzisz... mam dzisiaj urodziny i czy z tej pseudo-okazji moglibyśmy zatańczyć do piosenki, którą ja wybiorę?
Zobaczyła, że uniósł jedną brew w zdziwieniu i czymś na kształt sceptyzmu.
Wiedziała, że bierze go na litość wyciągając motyw jej urodzin i wcale nie była z tego dumna. Ale naprawdę chciała zatańczyć do tej piosenki odkąd po raz pierwszy ją usłyszała, a nigdy wcześniej nie miała odwagi o to poprosić.
- Jestem taki straszny? - zapytał uśmiechając się do niej. Miała ochotę zapaść się pod ziemię kiedy to powiedział.  - No już! Włączaj ją - powiedział i puścił jej perskie oczko widząc jej zaskoczenie.
Podszedł do swojej torby, a ona jeszcze przez kilka sekund stała w tamtym miejscu i uśmiechała się do siebie uszczęśliwiona.
- Co robisz? - zapytała po chwili, kiedy uruchamiała piosenkę, widząc jak krząta się przy ścianie.
- Chce nas nagrać - powiedział ustawiając kamerę. Zerknął na nią, a jej brwi powędrowały w górę. - Będziesz miała pamiątkę. Gotowe. Możesz włączyć muzykę.
Nacisnęła play, a on wziął ją w ramiona. Usłyszała pierwsze nuty piosenki. Odliczył rytm i zaczął prowadzić ją po parkiecie.
Wirowali tak sobie, a on przyglądał jej się, nie odrywając wzroku od jej uszczęśliwionej i delikatnie rozmarzonej twarzy. A potem, kiedy skończył się drugi refren i wokalistka miała zacząć śpiewać przejście, zatrzymał ich, jednak nie puszczając ramy. Wtedy usłyszała jak śpiewa razem z nią:
- So I'll watch your life in pictures like I used to watch you sleep
And I feel you forget me like I used to feel you breathe
And I keep up with our old friends just to ask them how you are
Hope it's nice where you are  
Podniósł dłoń do góry pomagając jej okręcić się wokół własnej osi, a potem znowu wziął ją w ramiona.
- And I hope the sun shines
And it's a beautiful day
And something reminds you
You wish you had stayed
You can plan for a change in weather and time
But I never planned on you changing your mind...*
Była tak bardzo zaskoczona w tamtej chwili, że nie miała pojęcia jak się nazywa. Widziała, że stara się być poważny śpiewając tą balladę - Choć był to jej najoptymistyczniejszy punkt. - ale w kącikach jego ust majaczył uśmiech. Poruszył ją i uszczęśliwił tym tak bardzo, że nawet nie dostrzegła kiedy jej oczy napełniły się łzami i spłynęły po policzkach.
A potem znów zaczął z nią wirować dopóki piosenka się nie skończyła.
- Chciałabym kiedyś usłyszeć wasz duet. Przepięknie byście razem brzmieli - powiedziała uśmiechając się do niego jakby był gwiazdką z nieba.
A był.
Odpowiedział jej tym samym uśmiechem.



~ o.O.o ~



10:16AM

Konwersacja z Mały Książę

Mam prośbę

Słucham cię, Minnie

Wymień mi swoje ulubione piosenki Taylor Swift

Nie pomiń żadnej!

Skoro cię to interesuje...

<kiwa głową>

Last Kiss...

Ale to już wiesz

:D

Teardrops  On My Guitar
Cold As You
Untouchable
Come In With The Rain
Fifteen
Love Story
White Horse
You Belong With Me
Breathe
The Best Day
Back To December
Dear John
Never Grow Up
Enchanted
Long Live
Ours
Superman
Crazier
Today Was a Fairytale
Treacherous 
All Too Well
I Almost Do
Stay Stay Stay
The Last Time
Sad Beuatiful Tragic
Everything Has Changed
Begin Again
Style
This Love
Clean
You Are In Love
Delicate

Proszę, Minnie. Myślę, że to wszytko.

Dziękuję!

Wciąż nie rozumiem po co ci to...

<wzrusza ramionami>

Ale fajnie móc się tym podzielić :D

❤ 



~ o.O.o ~ 



Siedzieli opierając się o siebie plecami, z kartkami w rękach.
- A5.
- Pudło. D12.
- Cholera. - Roześmiał się. - A10.
- Pudło. D9.
- Minnie! - Znowu się roześmiał. - F1.
- Pudło. Zatopię ci tego czteromasztowca - powiedział zaczepnie, a ona doskonale mogła sobie wyobrazić jego minę w tej chwili.
- Zginiesz marnie, Park Jimin.
- D10.
- Ugh. E3.
- Trafiony. - Nareszcie, pomyślała. - D11.
- Trafiony i zatopiony. Ugh.
- To prześmieszne jak często w to ze mną przegrywasz.
- Dobrze ci radzę, Park Jimin, zamilcz. 
Roześmiał się i delikatnie się odwracając poczochrał jej włosy



~ o.O.o ~ 



3:25PM

Konwersacja z Mały Książę

Wiem, że idziesz dzisiaj na koncert. Wybacz, że nie mogłem pójść z tobą😔

Masz rację - beznadziejny z ciebie najlepszy przyjaciel.

Jesteś zbyt okrutna!

Wiem ;*

Baw się dobrze i uważaj na siebie!

Powiedzmy, że spróbuję sobie bez ciebie poradzić...

:D

Uważaj żeby się tam nie zakochać!

 <wywraca oczami>

Wyświetlono



3:39PM

Konwersacja z RobiącyMłyn

Przyjedziemy po ciebie za chwilę

Ale o co chodzi?

Jedziemy z tobą na koncert

Ale jak to??

;)

Jimin martwił się, że nie może z tobą jechać. Poprosił nas.

Jimin? To jego pomysł?

:D

I wy wszyscy jedziecie?

Tak! :)

Niektórym za ławo przychodzi zdobywanie biletów na takie wydarzenia...

Bądź milsza, to może kiedyś się podzielimy ;P

-.- 

Czekam na was!

Wyświetlono



3:43PM

Konwersacja z Mały Książę

Jednak wspaniały z ciebie przyjaciel 💖

Nie wyświetlono



~ o.O.o ~ 



Taylor zniknęła, z pewnością na zmianę kostiumu i pojawił się przerywnik w postaci jej zdjęć. Mogła tylko zgadywać co teraz się wydarzy, ale szczerze, nie miała zamiaru. Tak cieszyło ją to doświadczenie, że niemal, niemal mogła nazwać tą chwilę idealną.
Bo brakowało Jimina. 
I bo był On, ale nie mogła z nim tego dzielić. Jak zwykle byli tak blisko siebie, ale tak daleko.
Kątem oka zobaczyła jak do Namjoona podchodzi jakiś członek obsługi, ale zignorowała to. Sławnych ciągnie do sławnych, norma. Ale potem on do niej podszedł i łapiąc ją za ramiona, wypchnął z jej miejsca.
- Idziemy - szepnął jej.
- Ale co ty robisz?
- Zobaczysz. Chodź, zaufaj oppie.
Co mogła poradzić, kiedy trzymał ją w kleszcze i pchał. Słyszała za to, że pozostali członkowie BTS idą za nimi. O dziwo, zaprowadził ją pod scenę B, małą i okrągłą. I domyślała się, że również obrotową. Puścił ją dopiero obok członka ochrony, który najwyraźniej czekał na nich własnie, bo obok niego było miejsce na kilka osób, co wydawało się aż dziwne na tak ograniczonej przestrzeni.
- Ale o co ci chodzi? - syknęła do niego skrępowana, czując na sobie spojrzenia wszystkich ludzi w około. Wystarczająco była zażenowana byciem tu z całą szóstką, choć naprawdę się cieszyła, że nie jest sama. To po prostu były... bardzo rozpoznawalne twarze, mówiąc delikatnie.
- Powiedzmy, że wykorzystuję dla ciebie te znajomości, o których rozmawialiśmy - powiedział z tajemniczym uśmieszkiem.
Nic z tego nie zrozumiała, więc po prostu czekała na występ. Ostatecznie, dużo tym wygrała i nie mogła temu zaprzeczyć. 
Zobaczyła, że zapadnia się otwiera i na scenę powoli wjeżdżają dwie postaci. Tą pierwszą rozpoznała od razu, nie musiała nawet się zastanawiać. Nikt inny nie mógł to być, to w końcu był jej koncert. Ale gdy zobaczyła drugą czuprynę, zachwiała się i wpadła plecami na klatkę piersiową Namjoona. Złapał ją natychmiast jakby się tego spodziewał. 
Tłum oszalał. 
Nie pomyliłaby tej różowej czupryny z nikim innym. Nie przez jej kolor, który tak łatwo było rozpoznać. Chodziło o właściciela tych włosów. Znała go tak długo, że nie pomyliłaby się za nic w świecie, bez względu na jego fryzurę. Ale mimo to, nie mogła uwierzyć, że siedział na tym wysokim stołku, z mikrofonem przed sobą i Taylor Swift z gitarą po swojej prawej tronie. 
Byli dokładnie przed nią, ale on na nią nie patrzył. Uśmiechał się pogodnie, a jego oczy błądziły od Taylor do publiczności i z powrotem. Na ich małą grupę nie zerknął ani razu i zrozumiała, że robi to specjalnie, bo po prostu nie dało się na nich nie patrzeć, jeśli się celowo tego nie unikało. A potem przeniósł wzrok na Taylor i już go na niej pozostawił.
Za to Taylor się jej przyglądała. Dokładnie jej i zrozumiała co się właśnie dzieje. 
Poprosiła o coś i oto właśnie Park Jimin spełnia tą prośbę. 
- Jimin, zostaniesz moim tłumaczem, dobrze? - Taylor zwróciła się do niego z tym ciepłym uśmiechem, który znała na pamięć.
Kiwnął głową. Przez cały ten czas wpatrywał się w nią uważnie jakby... na coś czekał?
- Napisałam ta piosenkę dawno temu zainspirowana historią moich przyjaciół... - odezwała się powoli, rozpoczynając swoją przemowę.
To zawsze był jej ulubiony fragment jej koncertów. Jej przemowy były zawsze niesamowite, żeby nie powiedzieć, że z nich słynęła.
- Tym razem historia będzie trochę inna... Pewnego dnia skontaktował się ze mną Jimin Park... Ten ciepły chłopiec obok mnie poprosił mnie o pomoc... Ale nie chodziło o to, że chciał stworzyć ze mną piosenkę...
Nagle uśmiechnęła się szeroko i puściła oczko do Namjoona. Wszyscy doskonale zrozumieli co to znaczy, a od tamtego pisku fanów naprawdę można było ogłuchnąć.
- Chciał ze mną zaśpiewać... - kontynuowała spoglądając na Jimina, który wciąż nie odrywał od niej wzroku, spokojnie tłumacząc każde jej słowo. - Opowiedział mi historię dlaczego... Na tym koncercie jest dziewczyna, moja fanka... W jej urodziny tańczyli do mojej piosenki... Ale Jimin też zaśpiewał dla niej jej fragment... Powiedziała, że chciałaby kiedyś usłyszeć nas razem... I Jimin chciał spełnić tą prośbę...
Taylor zrobiła pauzę dłuższą niż wymagało tego tłumaczenie - przygryzła wargę i uśmiechała się, a ona wiedziała, że ta kluczowa rzecz, którą ma powiedzieć dopiero będzie. I nie wiedziała co ze sobą zrobić, bo już teraz płakała ze wzruszenia w koszulkę Namjoona, który silnie trzymał ją w swoich ramionach. Gdyby nie on nie ustałaby na nogach.
Jimin zrobił to coś specjalnie dla niej. To coś, co było naprawdę, naprawdę duże. Tylko dlatego, że powiedziała, że chciałby to zobaczyć. I była tak wzruszona, i tak szczęśliwa, że miała wrażenie, że jej malutkie serduszko nie pomieści tego szczęścia. Ale wiedziała, że było w tym wszystkim coś jeszcze i coś w głowie mówiło jej, że to zwali ją z nóg bardziej niż wszystko do tej pory. I nie wiedziała czy jest na to gotowa. 
- Jimin powiedział mi, że ona ma kogoś, kto jest dla niej szczególny... I... - Zerknęła na niego i uśmiechnęła się trochę rozbawiona spiskiem, który własnie odbywał się na scenie. - Ale Jimin, spośród wszystkich jej ulubionych piosenek wybrał tą jedną... Tą jedną, którą chce jej coś powiedzieć. 
I wtedy spojrzała wprost na nią.
Choć sam Jimin przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z Taylor, to ona patrzyła wprost na nią. 
 - Ta piosenka to... "You belong with me".
Chyba zapomniała jak się oddycha. Potrafiła zrobić tylko wdech.
Dźwięki gitary Taylor i całego zespołu rozbrzmiały, a potem zaczęli śpiewać. Razem.
Scena zaczęła swój bardzo wolny obrót, ale Jimin mimo to spojrzał wprost na nią. Śpiewał dla niej. 
I do niej.
I choć brakowało jej powietrza, nogi jej drżały, a przez łzy nie widziała prawie nic, to doskonale docierało do niej o czym jest ta piosenka. Zauważyła nawet, że zmienili niektóre fragmenty, by pasowało to do Jimina śpiewającego do kobiety.

On nie rozumie twojego humoru, tak jak ja...

Masz rację. Ja nigdy Go nie rozśmieszam. On nigdy mnie nie słucha. On nigdy nie jest mnie ciekawy.

On nigdy nie pozna twojej historii, tak jak ja...

Masz rację, On nigdy, przenigdy nie będzie mnie znał tak, jak ty mnie znasz. Znasz każdą moją wiosnę i każdą moją zimę. Znasz każdy mój uśmiech i każdą moją łzę. 

Marzę o dniu, gdy się obudzisz i odkryjesz
Że to, czego szukasz, było tu przez cały czas...

Więc teraz... mnie budzisz?
Ale... jak to? Ty?

Gdybyś tylko potrafiła dostrzec, że to ja Cię rozumiem...

Ja... potrafię.

Byłem tu przez cały czas, więc czemu tego nie widzisz?

Jak mogłam tego nie widzieć?

Twoje miejsce jest przy mnie, twoje miejsce jest przy mnie... 

Śmiejąc się na ławce w parku, myślę sobie 
"Hej, czy to nie jest proste?"...

Myślałeś tak przez cały ten czas, Minnie?

Masz uśmiech, który mógłby rozjaśnić całe to miasto
Nie widziałem go przez jakiś czas, odkąd on cię zasmucił
Mówisz, że wszystko u ciebie w porządku, ale ja znam Cię lepiej...

Masz rację. Znasz mnie lepiej niż On. Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek na świecie.

Marzę o dniu, gdy się obudzisz i odkryjesz 
Że to, czego szukasz, było tu przez cały czas...

Przez cały czas...

Gdybyś tylko potrafiła dostrzec, że to ja Cię rozumiem
Byłem tu przez cały czas, więc czemu tego nie widzisz?
Twoje miejsce jest przy mnie...

Czemu tego nie widziałam?

Przez cały ten czas, jak mogłaś nie wiedzieć?

Jak mogłam?

Och, pamiętam, jak przyjeżdżałaś do mojego domu w środku nocy
Jestem tym, który Cię rozśmiesza, gdy zbiera Ci się na płacz
Znam Twoje ulubione piosenki i opowiadasz mi o swoich marzeniach...

Znasz to wszystko. Zawsze tak było...

Myślę, że wiem, gdzie jest Twoje miejsce, myślę, że wiem, że przy mnie...

Byłem tu przez cały czas, więc czemu tego nie widzisz?

Czemu?


Cały ten czas, jak mogłaś nie wiedzieć?

Kochanie...

Minnie...

Czy kiedykolwiek przyszło ci na myśl, że być może
Twoje miejsce jest przy mnie...**

Nigdy.



~ o.O.o ~ 



- Minnie - zdołała tylko szepnąć kiedy wchodziła zza kulisy, ale wiedziała, że on wiedział co mówi. 
Stał tam, obok jej idolki i widziała, że na nią czekają. I za każdym razem kiedy myślała o możliwości spotkania Taylor sądziła, że nie będzie potrafiła oderwać od niej wzroku. Teraz patrzyła tylko na Jimina, a jej spojrzenie było jakąś mieszanką bezgranicznego uwielbienia, bezmiernej radości i kompletnego oczarowania. 
Być może to dzięki ogromnej dawce adrenaliny w jednej chwili dostrzegła kilka rzeczy dziejących się w tym samym momencie, a być może po porostu nie dało się tego przeoczyć.
Poczuła jak ktoś łapie ją za rękę ciągnąc za sobą i od razu poznała czyja to dłoń, choć nigdy wcześniej jej nie trzymała. I właśnie dlatego wiedziała do kogo ona należy. Tak długo marzyła o tym dotyku...
Jednak w tej samej chwili widziała jak usta Taylor poruszają się, a jej głowa wskazuje na osobę, która właśnie ciągnęła ją za rękę. Pytanie "To ten chłopak?" było tak oczywiste, że miała wrażenie, że nawet słyszała jak ona wypowiadała te słowa. A Jimin przytaknął jej głową, nawet na nią nie patrząc, bo wzrok miał utkwiony w nich.
I w tamtej chwili zdała sobie sprawę, że on zawsze wiedział.
Jej Park Jimin. Jej najlepszy przyjaciel znał ją najlepiej na świecie. Jej Park Jimin tamtego dnia doskonale wiedział kim jest osoba, o którą pytał. Jej Park Jimin, który swoim ciepłym uśmiechem potrafił poprawić jej nawet najgorszy nastrój. Park Jimin, który ją kochał. Jej Park Jimin, jej Minnie. Jej Mały Książę. 
Ale wtedy ręka, która trzymała jej dłoń pociągnęła ją mocniej, a jej stopy odwróciły się i poszła za nim. Odeszli tylko kilka kroków, ale przekaz był dla niej śmiesznie jasny - daleko od Jimina.
Więc oto był, On we własnej osobie. On, który stał przed nią i chciał z nią rozmawiać. On, który chciał ją tylko dla siebie, tak jak zawsze tego chciała. Tak, jak zawsze o tym marzyła.
Więc dlaczego w tej chwili nie chciała tam z Nim być?
- Chyba nie zamierzasz, tak po prostu, sobie mnie odpuścić i skupić się na Jiminie? - zapytał zirytowany.
Być może było to ostatnie pytanie jakiego by się po Nim spodziewała, a być może właśnie teraz wiedziała, że nie.
Przygryzła dolną wargę i zapatrzyła się na czarną podłogę zastanawiając się w jakie słowa najlepiej ubrać swoje myśli. I kiedy to sobie uświadomiła, niemal się uśmiechnęła. Niemal.
- Jestem zmęczona czekaniem, zastanawianiem się czy kiedykolwiek do mnie przyjdziesz.
- Jak widzisz - przyszedłem. 
Widziała jak bardzo zirytowany był Jego wzrok. Nie podobała mu się sytuacja, w której nagle się znalazł. Widać, że nigdy tego nie planował. 
A przecież wcale nie musiał tego robić...
- Ale widzisz, Ty zawsze wiedziałeś... - Uśmiechnęła się gorzko. Nigdy nie pomyślałaby, że zrobi to właśnie w Jego kierunku. - A mimo to, nie zrobiłeś nic. Byłam Ci obojętna, jak zawsze.
- Nie byłaś.
Jego spojrzenie było twarde jak skała, ale nie musiało to oznaczać, że było szczere. A ona nie zamierzała doszukiwać się w nim szczerości.
- Byłam. Tobie po prostu było wygodnie. - Jego wyraz twarzy się zmienił, ale nie chciała tego analizować. - To było wygodne mieć pewność, że gdybyś nagle potrzebował czyjegoś towarzystwa, mogłeś zwrócić się do mnie, bo ja zawsze na Ciebie czekałam. I choć nigdy z tego nie skorzystałeś, to zawsze było to twoim zapleczem. I nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale teraz myślę, że cieszę się, że tego nie zrobiłeś. Ktoś uświadomił mi właśnie, że dzięki temu nie mam za czym tęsknić. 
- To tylko piosenka - wycedził.
- Powiedział muzyk - zripostowała. - Jesteśmy niczym innym niż moją wyobraźnią. A ja nie chcę żyć już wiecznym czekaniem.
Pewnie odwróciła się na pięcie i pierwszym na co napotkał jej wzrok były ciemne oczy Park Jimina patrzące tylko na nią. I teraz potrafiła całkowicie poczuć tą mieszankę emocji jaka od niego płynęła, tak, jak on zawsze potrafił czytać z niej. Uśmiechnęła się, tak, jak zawsze kiedy na niego patrzyła. To był jej Park Jimin. Park Jimin w paseteloworóżowych włosach, które rozpoznałaby z drugiego końca miasta. Park Jimin, którego nazywano słodkim mochi. Park Jimin, z którym dzieliła wszystkie swoje najszczęśliwsze wspomnienia. Park Jimin, który zawsze ją akceptował i Park Jimin, który zawsze chciał jej szczęścia. 
Obejmowali się ramionami z Taylor, która zerkała to na nią to na niego, ale Jimin oczywiście patrzył tylko na nią. I uśmiechał się jak wariat widząc jej uśmiech.
Podeszła do nich, a ich wolne ramiona ją objęły i wtuliły w siebie mocno.
Masz rację, pomyślała, moje miejsce jest przy tobie.


~ o.O.o ~ ~ o.O.o ~ ~ o.O.o ~ 

* Więc obserwuję twoje życie poprzez zdjęcia
Tak jak kiedyś obserwowałam, jak śpisz
I czuję, że o mnie zapominasz
Tak jak kiedyś czułam, że oddychasz
Pozostaję w kontakcie z naszymi starymi przyjaciółmi
Tylko po to, by zapytać ich, co u ciebie
Mam nadzieję, że jest miło tam, gdzie jesteś

I mam nadzieję, że świeci słońce i jest piękny dzień
A coś przypomina ci, że żałujesz, iż nie zostałeś
Można spodziewać się zmiany pogody i czasu
Ale nigdy nie spodziewałam się, że zmienisz zdanie
(autor tłumaczenia to Luthien i pochodzi ono z jej bloga taylorswift.blog.onet.pl)

** Tłumaczenie zmienione na potrzeby historii.

sobota, 25 listopada 2017

Jeśli przypadkiem cię niszczę, wybaczysz mi? DODATEK II: Flaming

BONUS II



FLAMING

Pisałam przy akompaniamencie: "This Love" Taylor Swift (Spotify), "Forever" Theia (YouTube).



Mojej Madzi.
Gdyby nie jej pytania, nigdy bym tych myśli nie spisała.

Wyszedł z domu i szybko wsiadł do samochodu. Spojrzał jeszcze na dom SUGI i westchnął, a potem zapiął pas i uruchomił silnik. 
Nie miał ochoty wracać do siebie, a z drugiej strony nie chciał się jej pokazywać następnego dnia w tym samym ubraniu, tak, jakby wszystko co robił to czekał aż wróci. Bo nie było tak.
A jednocześnie było. 
Zamierzał po prostu pokręcić się nocą samochodem bez większego celu, a rano iść do pracy, dokładnie tak, jak powinien to zrobić, zamiast szukać sobie wymówek by od tego uciec. 
Jin pamiętał dzień ich pierwszego spotkania dużo lepiej niż oni, a czasem nawet zastanawiał się, czy to nie jej charakterystyczna reakcja na SUGĘ sprawiła, że się nią zainteresował. To jak jej wzrok powędrował w jego kierunku i przestała oddychać. Jak jej ciało się spięło, a ona pobladła. Jak pusty miała wzrok w tamtej chwili, a jednocześnie utkwiony tylko w nim. A potem Namjoon się odezwał, a jej szok minął i cofnęła się gwałtownie. A Jin widział jak pragnie stamtąd uciec, jak boi się tam być. Jak trzęsą się jej dłonie, a usta drżą. Nie zbliżyła się do żadnego z nich, skłoniła się tylko głęboko, a potem tak zręcznie się wymknęła, że szybciej zniknęła niż się pojawiła.
Wtedy tego nie rozumiał. Myślał o tym jak o strachu, którego nie mógł pojąć.
A SUGA był jak w transie, zamyślony tak, że nie reagował na nic. Jednocześnie kiedy ktoś go dotknął cały drżał, jakby dotyk go przerażał. Jin myślał, że w końcu spadło na niego przepracowanie i to jakiś rodzaj szoku po tym, a jednak wydawało mu się to dziwne. Zbyt mocno pokrywające się w czasie z tym dziwnym spotkaniem chwilę wcześniej.
Jina coś w niej fascynowało, nie wiedział wtedy jeszcze czy to jej uroda, czy charakter, który powoli starał się poznawać, ale tak czy inaczej, sprawiało to, że przyglądał jej się uważniej niż inni. Dlatego więcej widział...
Gdyby ktokolwiek zapytał Jina czy żałuje decyzji, którą podjął, odpowiedziałby "nie". I mówiłby prawdę. Ale nigdy nie było tak, że chciał by sprawy aż tak się skomplikowały. 
Wyrzucał sobie, że zadziałał zbyt późno i dlatego to potoczyło się w tym kierunku. Że może gdyby szukałby z nią więcej kontaktu, ich relacja potoczyłaby się szybciej i SUGA nie zdążyłby się przełamać. Ale potem uświadamiał sobie, że to i tak by nic nie zmieniło. Nie tylko dlatego, że SUGA zareagowałby jak tylko zauważyłby jego działania. Przede wszystkim dlatego, że tego pociągu w nich nie dało się przeskoczyć. Ta tama miedzy nimi pękała za każdym razem kiedy tylko się widzieli i Jin nie miał z tym szans.
Wiedział o tym.

Pamiętał dzień, w którym zastanawiał się co by było, gdyby to on był na miejscu SUGI, co by to zmieniło? I to, co odkrył całkowicie go zaskoczyło. Tamten pociąg niczego im nie gwarantował. Owszem, ona uważała ze nie może być z SUGĄ ponieważ są zbyt różni, natomiast ona z Jinem wcale tak drastycznie się nie różnili, jednak na początku wszystko czym były jej myśli o Yoongim to strach. Jin nie chciał by kiedykolwiek się go bała, by kiedykolwiek odsuwała się na jego widok, bo boi się tego co zaraz się wydarzy. Nie chciał żeby go unikała i to własnie brak tamtego niesamowitego pociągu mu to gwarantował. Oczywiście, mogło się to różnie rozwinąć, ale to w tamtej chwili dotarło do niego jak bardzo jej odsuwanie się od SUGI przysuwa ją do niego. Pamiętał dokładnie jak za każdym razem patrzy na niego jak na królewicza, który ratuje ją przed smokiem.
I wtedy dochodził do wniosku, że byli skazani na ten trójkąt.

Od kilku dni zastanawiał się jak przemówić SUDZE do rozsądku, żeby dał sobie spokój. Wiedział, że jeżeli zrobi to dobrze, to on po prostu się podda. Ale haczyk był taki, że on jeszcze musiał chcieć go posłuchać, a jak do tego doprowadzić tego już nie wiedział. Obiecał jej, że to załatwi, że ją od tego odciąży i weźmie to na siebie. I naprawdę chciał, ale dni mijały i choć spędzał je z SUGĄ, to za każdym razem kiedy na niego patrzył miał tylko pustkę. 
Aż do tamtej chwili na korytarzu. 

Od tamtego pierwszego dnia SUGA był bardzo nieostrożny. Słowo roztrzepany byłoby nie na miejscu, ponieważ wcale nie był nieskrupulatny. Był bardzo. Ale Jin, który rozmyślał o tej samej kobiecie, o której on, zauważał rzeczy, których inni nawet nie połączyliby we wspólne fakty. Studiowanie instrukcji zamka wejściowego w swoim studiu, przeglądanie stron deweloperskich, wypady na cały dzień daleko poza Seul czy śledzenie najdrobniejszych nowinek jakich się o niej dowiedział były tylko małą częścią tego wszystkiego - choć niewątpliwe skrupulatnie składającą się na całość. Najistotniejsze było to, że Jin widział jak SUGA na nią patrzył. Nie było takiej chwili, żeby specjalnie odwrócił głowę w jej stronę, a jednak Jin wiedział, że śledzi każdy jej ruch. A jeśli nie mógł być zwrócony w jej stronę, to zamykał oczy i uważnie słuchał każdego słowa, każdego kroku i każdego oddechu. Jin wolał nawet nie myśleć jak musi reagować cale jego ciało, a co za tym idzie i jego umysł. Mimo to, pracując był zawsze całkowicie skupiony, jak zwykle idealnie balansując na granicy pracoholizmu. 
Ale było coś jeszcze...
Zmieniły się niuanse.
Zmieniło się coś pomiędzy nimi.
To już nie był Yoongi i Jin Hyung. To było jak milion niewypowiedzianych słów.
Ponieważ za każdym razem kiedy Yoongi patrzył na Jina widział, że z każdym dniem bardziej ma coś, co powinno należeć do niego. 
Ponieważ za każdym razem kiedy Jin parzył na Yoongiego widział, jak pragnie zdobyć coś co nie chce należeć do niego.
Patrzyli tak na siebie za każdym razem, ale żaden z nich nie przyznał się, że wie o czym myśli ten drugi. W ten sposób pewnego dnia przestali prawdziwie rozmawiać.
Potrafili tylko na siebie patrzeć.

Tego dnia, w korytarzu usłyszał słowo, które wywróciło wszystko do góry nogami.
W końcu.
Jakby usłyszał je po raz pierwszy - SUGA wypowiadający jej imię. Miał wrażenie, że swoim głosem próbował zmieść wszystkich poza nimi z powierzchni Ziemi i Jin wiedział, że w pewnym sensie mu się to udało. 
To było dla Jina takie dziwne i niespodziewane, bo główkował nad rozwiązaniem tego problemu nie od dziś, a ostatnio poświęcał mu już każdą wolną myśl. A jednak w tej jednej chwili wszystko samo wskoczyło na miejsce i układanka stała się kompletna.
Był tylko jedna osoba, która potrafiła utrzymać SUGĘ z dala od niej i była to właśnie ona. I niestety dla nich wszystkich, to ona musiała to powiedzieć, choć Jin wiedział, że jeśli i on się tam znajdzie, to to całkowicie zmieni odbiór tych rewelacji. Bo Jin wiedział, że szczerze jej na nim zależało, ale wiedział również, jak bardzo było jej siebie wstyd właśnie przez niego, ponieważ nie potrafiła zapanować nad tym trójkątem. 
Żaden z nich nie potrafił nad nim zapanować. Dlatego powinni przestać to robić.
Stał w tamtym miejscu jeszcze dobrą chwilę przytłoczony kierunkiem, w który poszły jego myśli, zwłaszcza tymi, które mówiły, że to naprawdę jest najlepsze rozwiązanie. Nie chciał tego, oczywiście, że tego nie chciał! Ale jak bardzo tego nie chciał, tak bardzo wiedział, że powinien iść w tym kierunku. Ryzyko było ogromne, ale bardziej bał się, że to on sobie nie poradzi, a nie ona i własnie to sprawiło, że się zdecydował. 
Musieli stawić temu czoła. Wyjść temu naprzeciw. Musieli przestać uciekać. Wszyscy, nie tylko ona, jak próbował jej wmówić. Każdy z nich, razem i osobno, powinni to pokonać.
Nie sadził tylko, że zdecyduje się na tak drastyczny pomysł...
Ruszył się w końcu.
Choć wszystkie te przemyślenia trwały zaledwie chwilę, to zdążyły wszystko dokładnie uporządkować w jego głowie. Jednocześnie po raz pierwszy postanowił skorzystać z wiedzy jaką miał o SUDZE, a co za tym idzie z władzy jaką nad nim miał, dzięki niej.
Stanął pod drzwiami jego studia i chciał usłyszeć cokolwiek co tam się działo, ale pomieszczenie było dźwiękoszczelne. Wziął głęboki wdech i wpisał w zamku datę jej urodzin, zirytowany, że nie pomylił się nawet w tym.

W drodze do domu przejeżdżał obok stacji benzynowej i to mu przypomniało jak jadąc do SUGI zatrzymał się na jednej z nich, udając, że musi zatankować, choć tak naprawdę powód jego wizyty był zupełnie inny. Chodziło o to jedno, konkretne, drobne opakowanie, które mu później podarował...
To było dla niego trudne, zostawić ich tam ze sobą. A jednak, z powodu, którego na razie nie rozumiał, kiedy już faktycznie przyszło do zrobienia tego, było zadziwiająco łatwo. Może po prostu chodziło o dopuszczenie do siebie tej myśli, a może o to, że to dopiero teraz musiał sobie z tym radzić?
Ludzie schodzą się i rozstają, i nie ma w tym niczego dziwnego, że poznaje się osobę, która z kimś kiedyś już była. Tak po prostu jest. To tak Jin o tym myślał. SUGA będzie człowiekiem z jej przeszłości, nie utkną w wiecznym zainteresowaniu, bo przejdą przez to i dadzą temu odejść. Doświadczą tego przed czym próbowali uciekać, choć im się nie udawało, i ruszą na przód. Więc staną się swoją przeszłością, epizodem. Absolutnie nie łudził się, że nic nieznaczącym epizodem, nie, ale krótkim fragmentem życia, w jakiś szalony sposób niezbędnym żeby dalej dorastać. Problemem Jina w tamtej chwili było co innego - ta przeszłość była teraz jego teraźniejszością. To się jeszcze nie wydarzyło, to wciąż trwało i w tej chwili był tym trzecim bardziej niż kiedykolwiek przedtem. 
Najbardziej frustrowała go pułapka jaką był jego własny umysł. Mógł nim wszystko napędzić, wyolbrzymić lub samego siebie umniejszyć. I była to najgorsza i najgroźniejsza jednocześnie rzecz jaką mógł zrobić. Ponieważ właśnie teraz próbował się nie zapętlić w myśleniu o tym, co zrobić by nie być gorszym od SUGI. Nie myśleć o tym, czy ona nie będzie żałować bycia przy nim, czy nie będzie ich porównywać stwierdzając jednocześnie, że SUGA jest lepszy. Bo rozsądna część jego - dokładnie ta, która zostawiła ich samych w tamtym domu - wiedziała, że ona nigdy, nigdy ich nie porównywała. Że nigdy by tego nie zrobiła, bo byli dla niej dwójką zupełnie innych ludzi. Że wolała jego, że zawsze tak było i że nigdy, nawet przez sekundę, nie wahała się, że tak faktycznie jest. Ta rozsądna część jego wiedziała, że ona i SUGA są tylko iskrą i benzyną.
I to własnie ta rozsądna część jego, puściła ją wolno. Puściła swoją miłość wolno, czekając aż do niego wróci. 
Ale ta druga bała się swojej reakcji na ten powrót. Ponieważ ona mu ufała, ufała, że on wie co robi. Że nigdy by jej celowo nie skrzywdził. Że będą taką samą parą jak wcześniej. Że to nie było ultimatum. 
Jak mógł być kimś godnym zaufania, jeśli w tej chwili potrafił samemu sobie ufać? 
To było trudne, długie i nużące radzić sobie z tym. Ponieważ wbrew wszystkim szczerym uczuciom i rozsądnym myślom, między nią i SUGĄ była niezwykła więź. Niezwykłe porozumienie, o którym ludzie piszą książki i piosenki. Mieli miedzy sobą chemię w najczystszej postaci. I on widział ją więcej razy, niż oni pozwolili sobie choć o niej pomysleć. 

Założył granatową katanę, a potem czarną czapkę z daszkiem i ostatni raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na zmarnowanego, a nie tak miało być. Zabrał kluczyki z wieszaka i poszedł do samochodu.
Czy gdyby Jin wiedział o tamtym wyjściu na premierę filmu robiłby wszystko, żeby nie poszła? 
Nie był pewny, ale podejrzewał, że nie próbowałby ich zatrzymać. Im bardziej tamta dwójka się powstrzymywała, tym bardziej się napędzała i to musiało któregoś dnia wybuchnąć. Cóż, niespodziewanie dla niego samego, to on okazał się być tym, który spowodował, że iskra i benzyna zetknęły się i eksplodowały. 
Czy był zaskoczony kiedy tamtego dnia wszędzie widział ich zdjęcie na czerwonym dywanie?
Był. Był bardzo. I to w tamtej chwili miał dość czekania, podchodów i zastanawiania się czy może chciałaby na niego spojrzeć inaczej niż na przyjaciela. To tamtego dnia pomyślał, że czas najwyższy wejść pomiędzy iskrę i benzynę... 
Czy był zaskoczony widząc na zdjęciach jak SUGA na nią patrzy?
Nie był. Nie był ani trochę. To był dokładnie ten rodzaj spojrzenia, którym obdarowuje się kogoś, na kim ci szczególnie zależy. A SUDZE zależało bardzo i Jin wiedział to od samego początku. Ale nie chciał by wiedzieli o tym inni, nie chciał, by ktokolwiek dostrzegał to coś między nimi, bo chciał żeby to należało do niego. A potem dowiedział się ze wyszli razem, własnie oni, i pozwolili innym doświadczyć tej chemii. 
Czy gdyby wiedział, że tamten wieczór skończy się własnie tak, zrobiłby cokolwiek żeby ich przed tym powstrzymać?
Tak. 
Ale iskra i benzyna, i tak pewnego dnia by wybuchły. Musiały. Takie było ich przeznaczenie. Tak po prostu musiało się stać. 
Rozejrzał się, ale okolica była zupełnie pusta. SUGA doskonale wiedział jakie miejsce wybrać, żeby oboje czuli się tam najlepiej. SUGA wiedział i rozumiał wiele rzeczy, do których on nigdy nawet się nie zbliży. Smuciło go to, ale z drugiej strony wiedział, że gdyby nie jego przyjaciel, nigdy nawet nie byłby świadom tych wszystkich detali. W pewien sposób to dzięki Yoongiemu mógł starać się jeszcze bardziej.
Czy Jin kiedykolwiek był wdzięczny SUDZE za to wszystko co nieświadomie dla nich zrobił?
Był. Naprawdę był. I myśląc o swoim przyjacielu było mu szczerze przykro, ponieważ naprawdę nigdy nie chciał dla niego źle. Nigdy nie chciał, by musiał jakkolwiek cierpieć, a teraz stał się powodem jego cierpienia. A przynajmniej tak sądził, ponieważ pewne rzeczy jeszcze się nie roztrzygły.
Spojrzał na cyferblat zegara, została minuta. Wyszedł z samochodu i oparł się o drzwi, czekając. Któryś z nich na pewno zostanie tym zranionym i ta część była absolutnie nieunikniona. Żałował tylko, że żaden z nich nie może uchronić jej przed cierpieniem. 
I wtedy to zobaczył. Klamka drgnęła, drzwi się otworzyły, a ona stanęła przed domem. Wstrzymywała oddech, a w jej oczach widział, że w tej chwili jest jednym wielkim bałaganem.
Rozpromienił się jak świat o brzasku na jej widok, nawet nie próbując ukrywać swojego szczęścia. Został tym, któremu powiedziała tak i w tej chwili reszta naprawdę przestała mieć znaczenie. Naprawdę tamta chwila stała się przeszłością, dokładnie tak, jak jego intuicja podpowiedziała mu to wczoraj w korytarzu. 
Zobaczył, że oddycha z ulgą widząc jego szczery uśmiech, a potem zbiega po schodach do niego. Otworzył jej drzwi i wpuścił ją do samochodu, a potem sam zasiadł za kierownicą.
Patrzyli na siebie przez chwilę po prostu milcząc. To był ten ciepły rodzaj milczenia, który mówił więcej niż niejedno pokrzepiające słowo. Ale jego oczy mówiły też, że jeśli pewnego dnia będzie chciała z nim porozmawiać o tym co się wydarzyło, to że może zawsze to zrobić. I miał szczerą nadzieję, że rozumie to spojrzenie. A potem zobaczył jak przytaknęła głową, dając mu jasno do zrozumienia, że wie co jego oczy do niej mówią.
Uśmiechnął się do niej ciepło.
- Pewnie jesteś głodna - powiedział odpalając silnik i po wrzuceniu biegu łapiąc jej dłoń. - Czytałem o świetnej knajpie w okolicy. Jedziemy?
Tak, Jin.

Link do MINIATURKI
Link do Dodatku I TUTAJ

wtorek, 24 października 2017

Jeśli przypadkiem cię niszczę, wybaczysz mi? DODATEK I: SUGA

BONUS I



SUGA 


Drzwi się za Nią zamknęły, a ja dalej stałem w tamtym miejscu i wpatrywałem się w klamkę, na której jeszcze chwilę temu spoczywała Jej dłoń. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, niestety, zbyt późno. Jakaś pustka otaczała mnie z każdej strony. Przeraźliwa samotność i wrażenie, że wszystko jest daleko. I ta cisza...
Patrzyłem na ten polerowany kawałek metalu, niemal mogąc już dostrzec w nim swoje odbicie i mimo wszystko miałem nadzieję, że za chwilę się poruszy - drzwi się otworzą, a Ona znowu będzie stać ze mną w korytarzu. Czas będzie mógł płynąć jak zwykle, a ja nie będę chciał go zatrzymywać. Jednak, choć minuty mijały, klamka nie ruszyła się nawet o milimetr, a ja wiedziałem, że już się nie poruszy. Odprowadziłem Ją do tych drzwi, pozwoliłem Jej wyjść. Nigdy nawet nie próbowałem Jej zatrzymać.
Powoli odwróciłem się i spojrzałem na salon. Wydawał się teraz jeszcze większy niż w rzeczywistości był. Wszystko zdawało mi się ogromne, a ja sam czułem się malusieńki i nic nieznaczący, jak nigdy dotąd. 
Spojrzałem na przeszklone drwi na taras. Dwadzieścia cztery godziny temu opierała się o nie w panice próbując uciec od tego szalonego losu. A chwilę później całowała mnie tak, jakby to była ostatnia rzecz, jaką miała w życiu zrobić. Pamiętałem Jej wyraz twarzy, pamiętałem Jej spojrzenie, to wszystko wciąż było tak wyraźne, tak ostre w mojej głowie. I myślę, że nie chcę by to się zmieniało. Przynajmniej na razie.
To jak próbowała uciec ode mnie wzrokiem, jednocześnie nigdy nie potrafiąc tego zrobić, zawsze było hipnotyzujące. I to, w jaki sposób Jej ciało ode mnie uciekało, jakby zaraz miało się zerwać do biegu, tylko po to, by móc się we mnie wtulić. Ona nigdy nie widziała, że ja reaguję tak samo, przez to, jak starannie próbowała mnie unikać. Mnie - zawsze otoczonego grupą ludzi - było łatwiej to zauważać, jak zwykle parząc gdzieś ponad innymi albo udając, że śpię. Ale to nie znaczyło, że było mi łatwiej w ogóle. Nie było, ani razu.
Przeniosłem wzrok na fotel, który leżał ciągle przewrócony na ziemi, od chwili, w której odepchnąłem go jakby nic nie ważył, kiedy niosłem ją do sypialni. Trzymanie Jej w ramionach było doświadczeniem, które trudno mi było kiedykolwiek choć sobie wyobrazić. Samo myślenie o Niej wystarczająco pozbawiało mnie kontroli, więc próbowałem choć kontrolować to, o czym myślałem. Trzymanie Jej w ramionach, kiedy ona trzymała mnie, samo w sobie było spełnieniem.
Rozejrzałem się po podłodze odnajdując kilka guzików ze swojej koszuli. Delikatnie się uśmiechnąłem. To było takie zabawne jak ją ze mnie zdzierała, zważywszy na to, jak ja odpinałem tą Jej guziczek po guziczku. To jak, po prostu, w końcu się temu wszystkiemu poddała było... inspirujące. Jakby ktoś w końcu wypuścił skowronka z kryształowej klatki. 
Oparłem się głową o futrynę i zamknąłem oczy.

Rozmawianie z Nią - zwłaszcza teraz, kiedy żaden z nas nie musiał już niczego kontrolować, mógł się na tym skupić i po prostu rozkoszować tą czynnością - było najłatwiejszą rzeczą jaka kiedykolwiek przyszła mi w życiu. To było ciągłe spotykanie się w połowie drogi, jednocześnie zawsze wychodząc sobie na przeciw. Chyba nawet dobrze, że robiliśmy to tak rzadko i na ściśle określone tematy, bo naprawdę potrafiliśmy rozmawiać ze sobą bez końca. Ale najbardziej niesamowite było to, kiedy w którymś momencie kończyliśmy zdanie w myślach i wiedzieliśmy, że ta druga osoba zna te myśli. Potrafiliśmy porozumiewać się bez słów, jakby wszechświat stworzył nas sobie nawzajem...
Rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie i tym, jak wyobrażaliśmy sobie wtedy nas teraz. Rozmawialiśmy o naszym dorastaniu i rodzinach, które sprawiły, że jesteśmy teraz tym, kim jesteśmy. Rozmawialiśmy o naszych marzeniach i planach, które tworzyliśmy, zamierzaliśmy stworzyć lub z których zrezygnowaliśmy dorastając. Rozmawialiśmy o naszych porażkach i lekcjach, które zebraliśmy w życiu. Rozmawialiśmy o pisaniu i muzyce bez których nie potrafimy żyć. Ale rozmawialiśmy też o takich drobnostkach jak ulubiony smak lodów czy pora roku, odnotowując w głowie jak wiele udało nam się o sobie dowiedzieć, tylko ukradkiem się sobie przyglądając. I tylko zmieniające się światło wpadające przez okno do sypialni było w stanie zmierzyć jak wiele rozmawialiśmy. 

Jej oczy błyszczały jak nigdy dotąd kiedy na mnie patrzyła. Mieniły się blaskiem szczęścia i spełnienia.
- Powiedz mi swoje imię - szepnęła.
Trzymała moją twarz w swoich dłoniach, nasze nosy ocierały się o siebie, a usta niemal ze sobą stykały. Jej uśmiech był taki szeroki.
- Yoongi - odpowiedziałem zachrypniętym od emocji głosem. 
- Jeszcze raz - poprosiła.
- Yoongi.
- Jeszcze.
- Min Yoongi.
Jej usta gwałtownie opadły na moje, ale wciąż uśmiechała się od ucha do ucha. 

Leżała na brzuchu, a policzek miała oparty na przedramionach. Uśmiechała się błogo, a Jej oddech był równy i spokojny. Przyglądałem się Jej twarzy chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Uświadomiłem sobie wtedy, że staram się nie mrugać, bo wydaje mi się, że Ona zniknie kiedy tylko to zrobię. Dotknąłem dłonią Jej twarzy najdelikatniej jak tylko potrafiłem, żeby Jej nie obudzić. Przesuwałem kciukiem od skroni, aż do policzka i wydawało mi się, że kiedy to zrobiłem Jej uśmiech się pogłębił.
- Tak się cieszę, że teraz tu jesteś - szepnąłem cichutko. Bałem się, że Ją obudzę, a spała tak słodko. - I pewnie powinien Cię przeprosić za to wszystko, ale wcale nie jest mi przykro. I ja... chciałbym Ci podziękować. Nauczyłaś mnie wielu rzeczy o sobie i myślę, że naprawdę tego potrzebowałem. - Delikatnie odsunąłem jej kosmyk włosów, który opadł jej na twarz i wracając do głaskania palcem Jej policzka, przyglądałem się jej zamkniętym powiekom i rzęsom. Pomyślałem, jak bardzo nie chcę, żeby musiała przeze mnie płakać. Chciałem, żeby już zawsze była taka spokojna i zrelaksowana jak w tej chwili. Potrzebowałem tego dla niej i naprawdę chciałem jej to dać... - Pamiętam jak pierwszy raz rozmawialiśmy. Trzymanie się od Ciebie z daleka było tak trudne, a rozmawianie okazało się tak łatwe. Nie mogłem się doczekać następnego razu, ale na każdy jeden musiałem długo czekać. I myślę, że tamtego dnia, po naszej pierwszej rozmowie, wiedziałem, że się zakocham. To Twoje ciepłe spojrzenie - choć patrząc na mnie zawsze wycofane - i trochę zadziorny charakterek. - Uśmiechnąłem się rozbawiony i rozczulony jednocześnie. - A potem zobaczyłem jak pracujesz nad jakąś historią i wiedziałem, że przepadłem. Byłaś tym tak pochłonięta, że zupełne nie zauważyłaś jak robię Ci zdjęcie. - Delikatnie i cichutko opadłem na poduszkę i nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. - Mimo, że to wszystko jest takie trudne i radzenie sobie z tym czasem wydaje mi się niemożliwe, to ja naprawę się cieszę. Gdybym mógł cofnąć się w czasie, niczego bym nie zmienił. Bo naprawdę Cię kocham i dla mnie to jest tego warte - szepnąłem jeszcze.
- A ja kocham ciebie - powiedziała podnosząc się i całując jeszcze mój obojczyk, wtuliła się we mnie.

Otworzyłem oczy i przeniosłem wzrok na inne miejsce w swoim salonie. Chciałem postawić tutaj fortepian, miałem go kupić tamtego dnia, ale słysząc ich rozmowę już nie zdołałem. Od tamtej chwili nigdy nie pomyślałem, że cokolwiek między nami się jeszcze zmieni. A jednak zmieniło, zostawiając nam wspomnienia chwil, które właśnie minęły.


Link do MINIATURKI
Link do DODATKU II

piątek, 29 września 2017

Jeśli przypadkiem cię niszczę, wybaczysz mi?


Okładka wykonana przez Bożenę: http://johnlockishell.tumblr.com/

Ta historia jest dla mnie bardzo dużą nowością, ponieważ jest w niej minimalna ilość opisów świata przedstawionego, a to bardzo nie w moim stylu. 




- Nie wysiadaj - powiedział do niej otwierając drzwi i wychodząc. 
Odetchnęła z ulgą. Przez cały czas zastanawiała się w co ona się wpakowała i co ważniejsze, kiedy to się skończy, a zważywszy na to, że jeszcze nawet się nie zaczęło, raczej nie prędko. Otworzył jej drzwi i wyszła z samochodu. Powietrze było dużo chłodniejsze niż jeszcze kilkanaście minut temu.
Tylko proszę, nie wyciągaj ramienia, żebym się o ciebie oparła, prosiła w myślach.
Nie zrobił tego jednak i szli po prostu obok siebie po czerwonym dywanie, co wydawało jej się jeszcze bardziej kuriozalne niż to, że są na nim razem. Chcieli zobaczyć ten film od dawna, rozmawiali o nim całkiem sporo - jak na nich - i nagle powiedział jej, że mogliby się na niego wybrać razem. Na premierę. A ona zamiast pomyśleć i odmówić, po prostu się zgodziła. A potem się okazało, że to czerwony dywan, z mnóstwem fleszy i dziennikarzy, co całkowicie nie było jej bajką, na którą jakimś cudem pozwolono. I to kolejna niedorzecza rzecz w tej historii.
Stanęli przy ścianie do zdjęć i spróbowała się uśmiechnąć do aparatów. Nie przejmowała się tym specjalnie, bo wiedziała, że i tak większość uwagi przyciągnie on.
Wiatr zawiał i na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, Jasna, letnia sukienka, którą na sobie miała nie dawała jej żadnego okrycia. Nie miała nawet rozpuszczonych włosów, które okryłyby jej ramiona. Zobaczyła, że to zauważył i zaczął ściągać swoją marynarkę. Okrył nią jej ramiona, ale wiedziała, że nie zabierze rąk dopóki ona nie zdecyduje się jej przyjąć. 
 - Nie musisz tego robić. Ubrałam się jak chciałam, nie musisz brać za to odpowiedzialności.
 - Zrobiłabyś dla mnie to samo. Po prostu pamiętaj żeby w przyszłość zadbać o swoje zdrowie.
Miał rację, więc po prostu złapała za okrycie jednocześnie próbując doprowadzić swoje myśli do porządku, kiedy on już się odsunął.
Ostatecznie siedzenie w ciemnym kinie, nawet jeśli pełnym ludzi, było zjawiskiem, którego za wszelką cenę powinna była uniknąć. Było jej zbyt trudno i tak naprawdę wszystko co robiła przez cały ten czas, to próbowała być silną. Jednocześnie z filmu nie wiedziała zupełnie nic. 

Następnego dnia wpisała kod do drzwi i nacisnęła klamkę, wywracając oczami, że to naprawdę się udało. Kim ona była, żeby dawać jej hasło do ich drzwi? Każdy tak go dostawał? Czy oni mieli jakąkolwiek prywatność? Ich menadżer - dobrze, ich szef – dobrze, ich styliści - dobrze. Ale ona? Ona była całkowicie drugorzędnym człowiekiem w tej układance, jeśli chodzi o jakikolwiek dostęp do nich. Była wystarczająco zaskoczona tym, że mogła z nimi rozmawiać, ale to, że mogła dla tej pracy robić co jej się żywnie podobało, łącznie z wchodzeniem do ich domu, wydawało jej się kuriozalne.
Zobaczyła go jedzącego w kuchni przy stole i ogarnęła ją panika. Zacisnęła dłoń na uchwycie torebki, aż zbielały jej knykcie. Nie wiedziała gdzie się ukryć. Była przekonana, że o tej porze będzie już w wytwórni. Bez względu na to, jak późno wczoraj wrócił, mimo wszystko był już środek dnia. Ale jego włosy, które jeszcze wczoraj były platynowe, teraz całkowicie zmieniły swój kolor i uświadomiła sobie, że wcześniej po prostu musiał być u fryzjera, a teraz jadł śniadanie i dlatego wciąż tu jest.
 - Granatowe? - zapytała próbując przybrać swój normalny ton.
 - Świetne są, prawda?
 - Tak. Ten kolor bardzo ci pasuje, podkreśla twoja urodę.
Zalała sobie kawy i postawiła ją na przeciwko niego. Jak bardzo nie chciałaby go unikać musiała zachowywać się jak najnormalniej, z drugiej strony po prostu próbowała grać na czas. Kiedy wracała z mlekiem zobaczyła, że posłodził jej kawę. Czasem tak robił i to był miły gest, tym bardziej, że nigdy nie zapytał ile cukruje, sam to wiedział.
Rzuciła trzy gazety na blat. Na okładkach widniało ich zdjęcie.
 - Więcej znajdziesz w Internecie - dodała.
 - Jesteś zaskoczona?
 - Nie. Od dawna grzebią o naszej dwójce. Z jakiegoś powodu nie wyglądamy im na STAFF, a powinnyśmy. Tylko ich śledztwo okazało się naprawdę beznadziejne.
 - Czemu?
Wskazała palcem jedną z linijek.
 - Jesteś od niej młodsza?
Roześmiał się. Zatrzymał wzrok na zdjęciu. Każda gazeta miała to samo, jednak z innego ujęcia. Moment kiedy założył jej marynarkę, ale jeszcze nie zdjął z niej swoich rąk i rozmawiali o tym, że ma na siebie uważać.
 - Szef do mnie dzwonił.
 - Do mnie nie...
To było coś nowego. Z nich dwóch to ona byłaby tą, która by się nasłuchała.
 - Powiedział, że jak chcemy gdzieś razem wychodzić to mamy się nie krępować. Czy patrząc na to zdjęcie nie jest to podejrzane?
Roześmiała się głośno, ale tylko ona wiedziała, że to śmiech rozpaczy.
 - Chcą żebym tworzyła twój wizerunek
 - Czemu tak?
 - Przyjrzyj się. Zobacz jaki masz wyraz twarzy. Zobacz nagłówek. Jesteś troskliwym SUGĄ. To oznacza miliony monet, które można zarobić. Jeśli udało mi się to w tobie wywołać, to mam starać się to powtórzyć. - Wzruszyła ramionami. - Nie robi mi to.
Kłamała. Przerażało ją to. Owszem byli razem wczoraj, ale poza tym zawsze starała się go unikać. Najnaturalniej jak się da, ale wciąż unikać.
 - Jeśli zaraz nie wyjdziesz, to się spóźnisz - powiedziała widząc jak gmera łyżką w pustej już miseczce po musli. Pragnęła, żeby już sobie poszedł. Potrzebowała tego.
W pewnym sensie...
 - A ty, co tu robisz?
 - Przyszłam popracować. Jeszcze się dzisiaj zobaczymy.
Kiedy wyszedł starała skupić się tylko na tym, by oddychać powoli i miarowo.

Jako ostatnie był pokój SUGI, nacisnęła na klamkę i weszła do niego. Teraz żałowała tej kolejności, zamiast zaczynać od pokoju Jina, powinna na nim skończyć, żeby bezpiecznie się w nim schronić.
Nigdy nie była w tym pokoju, zawsze trzymała się z daleka nawet od drzwi wejściowych. Wzięła głęboki wdech i trzęsącą się ręką nacisnęła na klamkę, i powoli weszła do środka. Jego zapach uderzył ją z każdej strony, przed oczami zrobiło jej się ciemno, a nogi się pod nią ugięły. Jednak mimowolnie usiadła na jego łóżku. Chwyciła małą poduszeczkę, na której spał i przyłożyła ją do twarzy rozkoszując się jego zapachem. Nie wiedziała jak długo tak trwała przytulając się do niej i rozglądając się po jego pokoju. Ale najgorsze było to, że rozpaczliwie pragnęła żeby był tu teraz z nią.
Tym razem nie musiała długo szukać rzeczy, której potrzebowała. Zabrała ją i obracając nią w dłoniach przez chwilę przyglądała się jej uważnie chcąc ją dokładnie zapamiętać. Wyobrażała sobie jak on jej używa i niemal mogła poczuć się jakby był tu z nią. Jednak im bardziej się w tym zatracała, tym bardziej uciążliwe się to stawało.
Wyszła z pokoju ścierając jedną łzę, która spłynęła jej po policzku.
Przysiadła do swoich notatek i zaczęła dopisywać kolejne szczegóły.

 Siedzieli przed nią w półkolu ciekawscy i zaskoczeni. Tylko oczy SUGI nie wyrażały żadnych emocji, po prostu na nią patrzył. I paradoksalnie było to dla niej o wiele trudniejsze.
- Zabrałam z waszych pokoi po jednej rzeczy, którą z wami kojarzę, ale jednocześnie taką, którą wy sami byście ze sobą skojarzyli. W mniej lub bardziej oczywisty sposób.
 - Kiedy niby to zrobiłaś - zapytał Jimin.
 - Kiedy was nie było.
Ich brwi powędrowały w górę. Tylko SUGA pozostał niewzruszony.
 - Idźcie teraz i zobaczcie czego brakuje. Odpowiedź "niczego" nie wchodzi w grę. Zabrałam coś każdemu. I nie, nie tylko z wierzchu. Grzebałam - powiedziała z szelmowskim uśmiechem.
Większość z nich zbladła w przerażeniu widząc jej wyraz twarzy. Tylko Jin i SUGA się uśmiechali. I sprawiało jej to radość, ale nie potrafiła powiedzieć czyj uśmiech dawał jej większą.
 - A teraz idźcie. Czekam tu na was.
SUGA wiedział dokładnie co zabrała, nie musiał nawet patrzeć. Poszedł z innego powodu - była w jego pokoju. Po raz pierwszy nie tylko się do niego zbliżyła, ale nawet do niego weszła.
Rozejrzał się, a potem się uśmiechnął. Siedziała na jego łózku, poznał to po przygładzonym posłaniu, dotykała jego poduszki, co widać było po tym, jak starannie próbowała odłożyć ją na swoje miejsce. Wziął ją do ręki i przyłożył do nosa. Jej zapach był ledwie wyczuwalny, ale jednak był i on doskonale go znał. A znał go jeszcze lepiej odkąd wczoraj w nocy oddała mu jego marynarkę, która cała była przesiąknięta jej zapachem. Siedział tam tak bardzo długo, po prostu o niej myśląc, mając nadzieję, że ona teraz też o nim myśli.

Siedzieli wiercąc się niespokojnie. Tylko Jin i SUGA byli zupełnie normalni, jeden się uśmiechał, a drugi po prostu patrzył. Wiedziała, że Jin będzie wiedział czego szukać i nie pomyliła się, ale to, że SUGA mógł to znaleźć ją przerażało. Naprawdę ją przerażało.
 - Po waszych minach wnioskuję, że nic nie znaleźliście - powiedziała do pozostałej piątki, opierając się o blat stołu, zakładając ręce i nogę przed nogę. - Naprawdę kiepsko szukaliście...  - Widziała jak próbują zaprzeczyć, ale weszła im w słowo. - Przeszukaliście wszystkie półki? Wszystkie szafki? Wszystkie? - podkreśliła to ostatnie zdanie z uśmiechem złośliwego chochlika.
 - Jak długo tu byłaś? - zapytał J-Hope próbując wyglądać na zblazowanego.
 - Cały dzień, prawda, SUGA? - zapytała oczywiście nawet na niego nie patrząc.
 - Przyszła w południe, ale jest przed północą, wiec tak, cały dzień.
Mówiąc patrzył na nią intensywnie zmuszając by na niego spojrzała. Jednak udało jej się wytrzymać jego wzrok i nie odwrócić są w jego stronę. Ale Jin widział jak zaciska dłoń w pieść.
Złapała za dyktafon i włączyła nagrywanie.
 - Co będziemy robić? - zapytał Rap Monster. - Będziemy tworzyć historie?
 - Tworzenie historii zostaw mi. Mnie interesują wasze teorie na temat tego, co wam zabrałam. I co ważniejsze, dlaczego właśnie to. To co macie mi do powiedzenia? - zapytała złośliwie, ale była rozbawiona. - Zaczniemy od Jina, - Jej  głos z czułością obwinął się wokół jego imienia. - a potem SUGA, bo tylko wy dwaj wydajecie się być pewni mojego wyboru i swoich odpowiedzi.
 - Zabrałaś mi struny. Rozmawialiśmy ostatnio o tym, że gra na gitarze jest dla mnie bardzo ważna, że daje mi dużo radości i wiele mnie uczy. Wymieniałem wtedy strunę.
Uśmiechnęła się szeroko, praktycznie się do niego wyszczerzyła. Uwielbiała go!
 - Zabrałaś mi krótki, granatowy ołówek, który ma pogryzioną końcówkę.
Odwróciła się do niego natychmiast, jak porażona prądem. On nie wiedział mniej więcej, on wiedział całkowicie dokładnie. Wiedział, że ze wszystkich narzędzi do pisania zabrała dokładnie tamten.
 - Zabrałaś mi coś, bez czego nie stworzę żadnej piosenki, a pisanie to całe moje życie. Zabrałaś ten najbardziej zużyty, ten z którym najdłużej pracuję odkąd go mam, bo jest w nim najwięcej mojej muzyki, najwięcej mnie.
Jego spojrzenie było tak intensywne kiedy to mówił. Był tego tak pewien.
Wstrzymywała oddech nie potrafiąc nawet drgnąć, była tak bardzo przerażona jego wiedzą.
 - Zabrałaś go, - powiedział wolno - bo jesteśmy tacy sami.
Poczuła jak jej serduszko się rozpadło.
Tak bardzo chciała, żeby on tego nie dostrzegał. Tak bardzo trzymała się zawsze z daleka od niego, by przypadkiem tego nie dostrzegł. A on wiedział o tym tak samo dobrze jak ona.
Los wymierzył jej bardzo siarczysty policzek.
Jin patrzył jak całkowicie zamarła i po prostu patrzyła na SUGĘ. Widział w jej oczach jak wszystko co w niej silne właśnie się rozpada. Atmosfera była tak gęsta, że można było ją kroić nożem. Wszyscy tylko na nich patrzyli, poruszeni czymś czego nie rozumieli, ale nie byli w stanie się temu nie poddać. Tylko ich trójka to rozumiała. A Jin nie chciał żeby ona trwała z nim w tej więzi.
 - Będziesz tworzyć z tych przedmiotów nową historię?
Odwróciła się słysząc jego głos, a jej płuca w końcu na nowo napełniły się zbawiennym tlenem. Czuła, że dzięki niemu znowu potrafi myśleć.
Spojrzała na niego z wdzięcznością, nie wiedziała jednak, że on dokładnie znał powód jej wdzięczności.
 - Zobaczcie - powiedziała pokazując im przedmioty, które im zabrała.
Granatowy ołówek łamał jej serce...

*

 - Porozmawiajmy - usłyszała głos SUGI ułamek sekundy po tym, jak poczuła jego zapach i zorientowała się, że wyrósł przy niej jak z podziemi.
Spanikowała. Tak uważne się rozglądała czy nie ma go gdzieś w pobliżu kiedy wchodziła. Skąd się wziął?
 - O czym? - zapytała próbując wyglądać jak zawsze.
 - O czymkolwiek.
 - Pracuję tutaj. Jestem zajęta - skłamała. W pewnym sensie skłamała, miała nadzieję, że po prostu uwierzy, że to co teraz robi, to też całkowicie zajmującą pracą.
 - Nie jesteś.
Cholera, pomyślała. Przejrzał mnie na wylot.
 - Szukam kogoś.
 - Niby kogo? - zapytał unosząc brew.
Chryste... Proszę przestań, pomyślała i próbowała się odsunąć, ale tuż za nią była ściana. Wylądowała na niej, a on zagrodził jej rękami drogę ucieczki.
Był tak blisko... Widziała wszystkie plamki w jego oczach. Próbowała na nie nie patrzeć uciekając wzrokiem gdzie się da, ale było to zbyt trudne.
Błagała w myślach by się do niej nie zbliżał.
Wtedy zauważyła blond czuprynę i była tak szczęśliwa z tego, że się pojawił, i wybawi ją z opresji, że aż podskoczyła.
 - Jimin! - krzyknęła i wykorzystując sekundową dekoncentrację SUGI przemknęła pod jego ramieniem i podbiegła do Jimina. - Szukałam cię!
Kłamała jak z nut, ale w tej chwili najważniejsze było tylko żeby uciec od SUGI.
Złapała go za ramię i pociągnęła za sobą całkowicie zdezorientowanego i zaskoczonego chłopaka.

*

Znikąd pojawił się SUGA. Spanikowała. Dlaczego znowu się zjawia, nie mógł zająć się swoim życiem, jak zawsze to robił? - pomyślała.
Zamknął za sobą drzwi niemal więżąc ich ze sobą. Przez myśl przeszło jej tylko, że jak to dobrze, że nie można tych drzwi zamknąć na klucz...
Podszedł do niej, a ona odsunęła się na krześle na kółkach od stołu, aż dobiła do ściany za sobą.
Oparł się o kant blatu i patrzył na nią płonącymi oczami. Serce waliło jej jak oszalałe, niemal sprawiając jej fizyczny ból.
 - O co ci chodzi? - syknęła.
 - Przyszedłem porozmawiać.
 - O czym? Jak chciałeś gdzieś ze mną wyjść, to wystarczyło napisać wiadomość.
 - Chcę porozmawiać o nas - powiedział powoli.
 - Jakich nas? Nie ma żadnych nas - próbowała powiedzieć to stanowczo, ale miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Wydawało jej się, że to pomieszczenie całe się kurczy.
 - Tak myślisz? - zapytał pochylając się do niej.
Błagam, odsuń się, pomyślała. Błagam.
Jego głos był zachrypnięty, a oczy mu płonęły i to była jedna z najniebezpieczniejszych rzeczy jakich kiedykolwiek doświadczyła.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Jin. Odetchnęła z ulgą patrząc na swojego wybawcę. Skojarzył jej się z Tuxedo ratującym Czarodziejkę z Księżyca.
 - Szef jej szukał, nie zatrzymuj jej - powiedział do SUGI.
Zaskoczył ją tym kłamstwem, bo nikt jej nie szukał, ale podziało. SUGA odsunął się, choć niechętnie.
Jin wyciągnął do niej rękę, a ona w podskokach zebrała swoje rzeczy i złapała ją pewnie niczym ostatnią deskę ratunku, jednocześnie ciesząc się możliwością jego dotyku. Natychmiast poczuła się lepiej. To dokładnie tak działała na nią obecność Jina.
SUGI nie.
 - Ale przecież szef mnie nie szukał - powiedziała kiedy szli przez korytarz i była pewna, że nikt, a zwłaszcza SUGA, się przy nich już nie kręci.
 - Skłamałem żeby cię stamtąd wydostać. Nie chciałaś tam z nim być. Zawsze unikasz SUGI jeśli tylko możesz to zrobić - powiedział bardzo powoli i bardzo poważnie. Za poważnie, jak na niego.
 - Proszę? - zapytała nie rozumiejąc co się właśnie dzieje.
 - Jak długo będziesz potrafiła przed nim uciekać? Jak długo będziesz uciekać przed sama sobą?
 - Ty wiesz... - szepnęła zdruzgotana przykładając rękę do ust.
Po jej policzkach pociekły łzy. Jej Jin. Jej kochany, ukochany Jin... Dlaczego właśnie on musiał to widzieć?
Chwycił jej twarz w swoje dłonie i starł jej łzy.
 - Bardzo się o ciebie martwię - powiedział nachylając się nad nią.
Gdyby sytuacja była inna marzyłaby tylko o tym, by zbliżył się jeszcze bardziej, ale teraz przygniatało ją poczucie winy.
Patrzyła w jego oczy, a sekundy powoli mijały. Miała wrażenie, że sama jego obecność chroniła ją przed całym światem. Ogrzewa ją i sprawia, że staje się silniejsza. I nigdy nie chciała powiedzieć mu tego w takiej sytuacji, ale właśnie teraz, patrząc w jego piękne oczy, te słowa same popłynęły z jej ust.
 - Kocham cię.
Uśmiechnął się. Nie spodziewała się tego. Nie myślenie o SUDZE, unikanie SUGI i panowanie nad sobą przy SUDZE, zajmowało jej tyle czasu, że nigdy nie zastanawiała się czy Jin mógłby chcieć odwzajemnić jej uczucie. Ale najwidoczniej tak było. I przez sekundę była absolutnie szczęśliwa.
 - SUGĘ też kochasz. - Wszystko prysło jak bańka mydlana, choć nie wydawał się zły czy oszukany, a zmartwiony. - Jak bardzo trudne by to dla ciebie nie było, jego też kochasz.
 - To... zupełnie inna miłość. - Nie było żadnego sensu zaprzeczać skoro on całkowicie ją rozgryzł. Teraz należało mu to wszystko wytłumaczyć jak najlepiej potrafiła, to może będzie chciał z nią jeszcze kiedyś porozmawiać. - Ty jesteś kimś przy kim chciałabym się zestarzeć. Kimś, z kim chciałabym mieć dzieci. Kimś, z kim z radością potrafiłabym spędzić resztę życia.
Rozchylił usta słysząc jej słowa, a jego oddech stał się głośniejszy. Mimo wszystko nie miała problemu z zarejestrowaniem tego i był to całkowicie rozkoszny widok.
 - A SUGA jest czymś nad czym kompletnie nie panuję. Owszem, jesteśmy do siebie tak podobni, że powinniśmy zostać najlepszymi przyjaciółmi, ale jesteśmy podobni też w swoich najtrudniejszych cechach. Takie coś nie ma żadnej przyszłości. To coś, co by tylko raniło, niszczyło, by ostatecznie się skończyć. On mógłby być co najwyżej przygodą. Na dzień, miesiąc, możne rok. Ale przygodą, ponieważ ten cholerny pociąg nie zmienia faktu, że my do siebie nie pasujemy.
 - Ale nie radzisz sobie z tym.
 - Ostatnio coraz mniej - przyznała uciekając wzrokiem zawstydzona.
Podniósł jej podbródek żeby na niego spojrzała.
 - Ode mnie nie uciekaj - powiedział uśmiechając się delikatnie. - Na mnie patrz.
Przejechał opuszkiem palca po jej wardze, która drżąc rozchyliła się pod tą pieszczotą. Jej serduszko zaczęło trzepotać jak szalone.
 - Ja wiem co powinnam zrobić - szepnęła, bo przez jego dotyk i bliskość nie była wstanie mówić głośniej. - Ale nie chcę stąd wyjeżdżać, bo nie chcę być daleko od ciebie.
Kocham cię, pomyślała jeszcze.
Jin pochylił się i ją pocałował. Delikatnie, ale bynajmniej nie niewinnie. To był bardzo zmysłowy i długi pocałunek, podczas którego przyciągnął ją do siebie tak, że czuła go całą sobą.
I było to całkowicie wspaniałe uczucie. Nie miało nic wspólnego z szaloną, niepohamowaną żądzą, było całkowicie normalne, ale wcale nie gorsze. Zatraciła się w tym bez reszty, mogąc tak przez resztę życia.
Jin dawał jej radość, uśmiech, optymizm, spokój i wsparcie. A oprócz tego podobał jej się i pragnęła się z nim spotykać.
SUGA był czymś zupełnie innym, czymś kompletnie szalonym, nieobliczalnym i nawet jeśli tego pragnęła, to nie chciała z nim być.
Pragnęła spędzić swoje życie z Jinem. Zawsze tak było. SUGA nigdy tego nie zmienił.
 - I nigdy nie będziesz musiała - powiedział kiedy pocałunek się skończył, ale byli tak blisko siebie, że wciąż muskali się ustami.
 - Kocham cię.
 - A ja kocham ciebie.
Nogi się pod nią ugięły kiedy to powiedział, ale poczuła jak ją przytrzymuje szczerząc się zadowolony. Uśmiechnęła się do niego rumieniąc się. Całkowicie ją tym onieśmielił.
Kiedy udało jej się stanąć prosto wyciągnął do niej rękę, a ona natychmiast mocno ją złapała i jeszcze objęła jego ramię drugą ręką.
 - SUGĄ się nie przejmuj. Zostaw go mnie.
Przeraziło ją to na początku, ale ufała mu najbardziej na świecie, wiec tym razem też zamierzała zaufać jego słowom.
 - Nie jadłaś jeszcze lunchu, prawda? - Przytaknęła. Kochany Jin, chciał ją odprężyć jedzeniem. - Podobno w stołówce jest dzisiaj coś naprawdę pysznego!
SUGA patrzył jak znikają w holu jeszcze przez chwilę, a potem wszedł do najbliższego pomieszczenia trzaskając drzwiami tak mocno, że niemal wypadły z futryny.
Ich pocałunek doprowadzał go do szaleństwa. Na wiele sposobów.

Zobaczyła SUGĘ i poczuła jak jej plecy dotykają ściany. Te jego cudne granatowe włosy, od których nie potrafiła oderwać wzroku... Włożyła palce pomiędzy kosmyki jego grzywki, były takie delikatne. Chwyciła za kilka pasemek i pociągnęła za nie, a on mruknął rozkosznie kiedy to zrobiła. Widziała jak cały drżał pod każdym jej dotykiem i im dłużej na to patrzyła, tym szybciej zaczęła oddychać. Oplotła ręką jego kark.
Zbliżył się do niej tak, że przylegał do niej na całej długości ciała. Westchnęła głęboko czując go na sobie.
Pochylił głowę i nosem sunął po jej szyi od obojczyka w górę, aż do żuchwy i kącika ust. Jęczała mu do ucha kiedy to robił.
Zbliżył swoje usta do jej, brakowało ułamka milimetra by się dotknęły. Jego oczy płonęły, a ona miała już dość czekania na jego pocałunek. Poruszyła głowa by wpić się w jego usta, w tej samej chwili, w której on to zrobił...
Gwałtownie się podniosła siadając na łózku. Cała drżała, a jej ciało pokrywały kropelki potu. Odgarnęła kosmyki włosów, które opadały jej na czoło, ale zamiast potem zdjąć dłoń z twarzy i z powrotem położyć ją na łózku, to zostawiła ją na szyi. Dokładnie tam gdzie w jej śnie sunął jego nosek. Potrzebowała tego. Marzyła by to zrobił. Chciała go tu  i teraz. Pragnęła go rozpaczliwe.
Ukryła twarz w dłoniach, a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Bezsilność, samotność, pragnienie, żądza i poczucie zdrady...
Zerknęła na kalendarz, który od jakiegoś czasu miała przy łóżku. Za każdym razem kiedy śniła o SUDZE skreślała dzień, a kiedy śniła o Jinie zakreślała go w kółko.
Ostatnio kompletnie nad tym nie panowała. Gdzieś daleko był jeden dzień zakreślony w kółko, a tak tylko sny o SUDZE. Przeróżne sny, ostatecznie kończące się właśnie tak. Nawet dzisiaj...
A była pewna, że po tym co wydarzyło się wczoraj między nią a Jinem, SUGA przestanie ją prześladować przynajmniej tej nocy.
Jak bardzo się myliła...

*

Ostatnie parę dni było dla niej spokojniejsze. Nie miała okazji spotkać SUGI ani razu - przynajmniej w rzeczywistości. Niestety jednocześnie nie widziała się z Jinem. Rozmawiali ze sobą codziennie, ale to przecież nie to samo.
Weszła do budynku starając się wywołać jak najmniej hałasu i rozglądała się uważnie wytężając słuch, bo gdyby przypadkiem dostrzegła SUGĘ, to mogła się jeszcze schować. To co robiła było idiotyczne i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale stawienie mu czoła wiązało się ze stanięciem z nim twarzą w twarz, a ostatnio miała jeszcze większe wrażenie, że nie jest w stanie tego zrobić. Wszelka jej kontrola sypała się dzień po dniu, czy raczej noc po nocy, bo po każdej było jej tylko trudniej. A te sny były niczym w porównaniu z tym, co działo się z nią kiedy on był obok naprawdę. Te sny były najmniejszą cząstką  tamtych doznań, a skoro sobie już z nimi nie radziła, to nie wiedziała jak ma sobie poradzić z obecnością SUGI.
Gdyby tylko jej to ułatwiał... Tymczasem ostatnio wydawał się ją prześladować. Nie rozumiała tego.
Usłyszała swoje imię. Głośno i wyraźnie, za nią. I na sam dźwięk tego głosu zabrakło jej tchu, zrobiło jej się gorąco, a rozkoszny dreszcz przebiegł jej po plecach.
Chciała się ruszyć ale nie potrafiła, a w tym czasie on podchodził coraz bliżej. I ona tak bardzo pragnęła by był bliżej i bliżej, jednocześnie chcąc od niego uciec, bo wiedziała, że tak po postu trzeba. 
Stanął przed nią. Był taki idealny... Jej rozchylone usta drżały, a kiedy zobaczyła jego stanowczy wyraz twarzy, jej oddech stał się głośny, krótki i urywany.
Trwało to tylko ułamek sekundy, bo nagle zobaczyła jak się pochyla i łapie ją pod kolanami przerzucając ją sobie przez ramię i niosąc nie wiadomo gdzie.
To pozwoliło jej umysłowi trochę otrzeźwieć. Nie zmieniało to jednak faktu, że doprowadzał jej ciało do szaleństwa, bo właśnie jej dotykał.
 - SUGA, do jasnej cholery, natychmiast mnie puść!
 - Ani mi się śni.
Próbowała wściec się jeszcze bardziej, ale w pierwszej chwili pomyślała tylko o tym, jak obsesyjne tęskniła za jego głosem.
Po chwili udało jej się uporządkować myśli i nastroszyć się, i wtedy zaczęła wierzgać rękami i nogami żeby ją puścił.
 - Nie przestawaj. Nie masz pojęcia jak podoba mi się twój dotyk.
O Jezu, pomyślała, niemal mdlejąc na te skowa.
 - SUGA, błagam cię, puść mnie. SUGA proszę.
 - Ależ właśnie to zrobię.
 - Co?
Odwróciła się zaglądając mu ponad głową.
O nie, pomyślała. To koniec. Już po mnie.
 - Proszę cię, SUGA. Proszę cię odpuść mi. 
 - Nie chce - odpowiedział jej wpisując kod wejściowy do swojego studia, zamykanego od wewnątrz na klucz. - I ty też tego nie chcesz.
Drzwi się zatrząsnęły, a on postawił ją na ziemi. Odsunęła się natychmiast wpadając na jego krzesło obrotowe.
Przechylił głowę w prawo patrząc na jej przerażenie.
 - Nie bój się mnie tak. Przecież nic ci nie zrobię - powiedział wzdychając.
Myślisz, że jestem przerażona, że ty mi coś zrobisz? Ja się boję co ja zrobię tobie! - pomyślała z przekąsem, zastanawiając się jednocześnie skąd jej mózg miał siłę wynaleźć tą ironię.
 - Po co odstawiasz ten cyrk? - zapytała zaciskając dłonie na oparciu krzesła.
Miała wrażenie, że zaraz oszaleje. Ten pokój był taki malutki, w dodatku całkowicie przesiąknięty tym odurzającym ją zapachem mieszanki jego skóry i perfum.
To miejsce było śmiertelną pułapką. Pułapką SUGI.
 - Chce porozmawiać.
 - Nie mogliśmy tam, na korytarzu?
 - Nie.
Zacisnęła powieki i próbowała oddychać głęboko, ale ostatecznie to jeszcze bardziej mąciło w jej głowie.
 - Uspokój się, proszę. Nawet cię nie dotknę. I to chyba jest nasz problem...
Podniosła głowę i przyjrzała mu się uważnie. I kiedy już pozwoliła sobie to zrobić nie mogła oderwać od niego wzroku.
Zrobił krok w tył widząc jej wzrok i oparł się na ścianie. Wsadził ręce do kieszeni i zacisnął je w pieści. Odkrył, że teraz on też jest w pułapce.
 - Dlaczego nie? - zapytał oddychając ciężko.
Wiedziała o co pyta. Wiedziała doskonale. I w pewnym sensie była zaskoczona, bo ona nigdy się do niego naprawdę nie zbliżyła, to zawsze były tylko poszczególne sytuacje, których nie była w stanie uniknąć.  Ale tak naprawdę, głęboko w środku, już od jakiegoś czasu wiedziała, że on czuje to samo. Że jego też do niej cięgnie. Że czuje ten cholerny pociąg, który trawi wszystko, i któremu za żadne skarby świata nie potrafi się oprzeć.
Pragnął jej. I widziała to. I chciała się temu poddać jak niczemu innemu. To była potrzeba tak wielka, że aż bolesna.
Mogłaby wieki rozkoszować się tym odkryciem, by potem po prostu rzucić się na niego, ale jeszcze myślała na tyle racjonalnie, że potrafiła zobaczyć tego koniec. A jego uczucia jakie by nie były, nie zmieniłyby go.
 - Bo... - zaczęła, ale wtedy usłyszała dźwięk wpisywanego kodu i otwieranego zamka.
SUGA był całkowicie zdezorientowany kiedy zobaczył Jina w drzwiach, a ona nie wiedziała czy rzucić mu się w ramiona, czy ukryć się przed nim na końcu świata.
 - Skąd znałeś kod? - zapytał ostro.
 - Był zbyt przewidywalny, nie musiałem nawet się zastanawiać - odpowiedział mu lodowato.
Przed nimi stał zupełnie inny Jin. Jakby starszy i groźniejszy. Zimny, niemal nieczuły.
 - Wychodźcie, idziemy stąd.
 - Co?
 - Idziemy porozmawiać, SUGA, więc wyłaź nim wyciągnę cię siłą. Chodź proszę - zwrócił się do niej, a jego głos z powrotem był delikatny. - Mam nadzieję, że masz ze sobą torebkę, bo ta podróż zajmie trochę czasu.

 - Długo będziemy jeszcze jechać? - zapytała usadzona na tylnym siedzeniu.
 - Dokąd nas ciągniesz?
 - Jeszcze nie poznałeś tej okolicy? - zapytał go Jin unosząc brew.
Słysząc to do SUGI musiało coś dotrzeć, bo wyraz jego twarzy się zmienił jak po uderzeniu kamieniem w głowę.
 - Skąd wiesz o tym miejscu?
 - A skąd ty wiesz, że ja mam dom? Nie tylko ty uważnie obserwowałeś. Nie myśl, że kiedykolwiek zamierzałem siedzieć z założonymi rękami i czekać aż cokolwiek samo się wydarzy.
 - Jin, ty masz dom? W sensie... dom?
 - Od jakiegoś czasu - wyjaśnił uśmiechając się przy tym delikatnie. - SUGA też. To właśnie tam jedziemy.
To była najprawdopodobniej najbardziej zaskakująca wiadomość jaką dzisiaj usłyszała.
 - Myślisz, że jesteś zabawny grając w tą grę?
 - Myślę, że za dużo mógłbyś stracić gdybyś zdecydował się nie brać w niej udziału.
 - Straciłeś rozum? I czemu do mnie, a nie do ciebie skoro obaj wiemy, że to miejsce istnieje?
 - Bo taki jest mój pomysł.
  - Powtarzam: Straciłeś rozum?
 - Może zechcielibyście mnie włączyć do tej rozmowy. Ja też tu jestem!
Zobaczyła jak obaj słodko się uśmiechają na jej irytację i miała wrażenie, że zaraz odleci. Było wystarczająco z nią źle kiedy robił tak tylko jeden. Ta mieszanka była jednak zabójcza.
Zatrzymali się przed pięknym ale niedużym domkiem, otoczonym ogrodem. Przez sekundę zastanawiała się jakby to było w nim zamieszkać. I choć trwało to tylko chwilkę natychmiast tego pożałowała. Nie wolno było jej tak myśleć. A przede wszystkim, nie wolno jej było o nim myśleć.
SUGA otworzył jej drzwi, ale nie patrzyła na niego, była zbyt przytłoczona tym, o czym sekundę wcześniej pomyślała i tym, że ostatecznie naprawdę tego chciała, a to nie miało racji bytu. Nigdy.
No i był jeszcze Jin...
 - Wpisz hasło. Jeśli sam tego nie zrobisz, ja to zrobię za ciebie.
SUGA spiął się zirytowany. Jin miał cholerną rację, znał hasło, bo znał te do jego studia, a tu było dokładnie takie samo.
Niechętnie wpuścił Jina do środka, a potem jeszcze przez chwilę przyglądał się jak ona wchodzi. Westchnął po chwili zrezygnowany, a potem wszedł za nimi.
W środku było tylko kilka niezbędnych mebli, gdyby chciało się tutaj zamieszkać, ale poza średniej wielkości ramą w centralnej części salonu nie było żadnych innych dekoracji. Jin stanął przed obrazem i powiedział.
 - I oto jest. Zdjęcie muzy SUGI.
 - Muzy? 
Zainteresowała się tym. Nie sądziła, że jakąś ma, ale oprócz tego najmniejsza cząstka niej była też zazdrosna i kiedy to sobie uświadomiła poczuła się jakby bardzo rozbolała ją głowa. Przytłaczał ją jak nic innego, już na wszelkie sposoby.
Szybko zdjęła żakiet i powiesiła go na wieszaku, po czym weszła do salonu. SUGA był odwrócony do nich tyłem jakby próbował się od nich odciąć. Stanęła obok Jina i spojrzała na zdjęcie.
Odebrało jej mowę, a jej ręka bezwiednie powędrowała do ust. Wszelka jej zazdrość zniknęła w mgnieniu oka.
Siedziała przy stoliku na dworze, otoczona krzewami i skrobała historię w swoim zeszycie. A to wszystko uwiecznione na zdjęciu wiszącym w domu SUGI.
 - Nie zauważyłaś nigdy, że wszystkie prywatne piosenki jakie SUGA ostatnio stworzył są o jednej i tej samej osobie? - zapytał odwracając się do niej, ale był to tylko pretekst by się jej przyjrzeć.
 - Nie pokazałem jej żadnej z nich.
 - Nie rozumiem dlaczego. Chciałeś jej uwagi.
 - Ale ja wiem dlaczego.
 - Dlaczego tu jest moje zdjęcie? - wtrąciła się patrząc na SUGĘ, który zamiast jej odpowiedzieć, tylko teatralnie podniósł oczy w górę.
 - I właśnie po to tu jesteśmy - powiedział Jin i wskazał na fotele. - Siądźcie na nich żebyście byli na przeciw siebie.
 - W co ty grasz? - nastroszył się SUGA.
 - Przyjechaliśmy tu porozmawiać - powiedział siadając na sofie pomiędzy fotelami, jakby bawił się w mediatora.
Z powodu, którego nie potrafiła wyjaśnić wydawało jej się, że powiedział to zdanie z jakimś dziwnym naciskiem. Jakby w rzeczywistości kryło się w nim coś zupełnie innego.
 - Nie zaproponuję wam nic do picia, bo ty jeszcze gotowa rzucić szklanką w SUGĘ, a on mnie wylać zawartość na głowę.
 - Przypominam ci, że to mój dom!
 - Opowiedzcie mi o swoich uczuciach do siebie.
Zapadła cisza, w której wpatrywali się w Jina jak w wariata.
 - Opowiedzcie mi o swoich uczuciach do siebie - powtórzył.
 - D-dlaczego o to pytasz? - wyjąkała wciskając się w fotel i podkurczając nogi jakby próbowała się nim zakryć.
 - Bo to wy dwaj musicie przez to przejść.
 - Twoja obecność jest zbyteczna - powiedział SUGA gorzko.
 - Nie, bo to ja jestem tym trzecim w tej historii.
 - Nie jesteś! - zaoponowała. - To on jest tym żadnym w tej historii!
Powiedziała to z całym przekonaniem, a i tak poczuła jak jej serduszko pękło.
 - Bzdura - powiedział SUGA chłodno.
 - Widzisz. On jest pewny twoich uczuć. I ja też je znam. Nie musisz im zaprzeczać.
Miała ochotę stać się niewidzialna.
 - Może w takim razie zacznijmy od tego, czy któryś z was chce się o coś tego drugiego zapytać?
 - Dlaczego kupiłeś dom? Ciebie też to dotyczy - nastroszyła się zwracając się do Jina.
 - Z tego samego powodu co Jin. Miałem taki moment w życiu, że spotkałem osobę, z którą chciałem założyć rodzinę. Pomyślałem, że to miejsce, które obojgu by się nam podobało.
Patrzył na nią tak intensywnie i choć jego spojrzenie było bardzo smutne, to i tak miała wrażenie, że krew w jej żyłach wrze.
 - Miałeś?
 - Tak, miałem.
Nie dodał nic więcej.
 - A moje zdjęcie?
Spojrzał na nią tylko przechylając głowę, zerknął na zdjęcie na sekundę, a kiedy znów spojrzał na nią tylko się uśmiechnął. Nic jej nie odpowiedział.
 - Rozumiem SUGA, że nie masz żadnych pytań. Zobacz, - zwrócił się do niej - coś ci pokażę. A ty, SUGA, przyglądaj się uważnie.
Podniósł się z kanapy i kucnął przy fotelu, na którym siedziała. Wyciągnął rękę i przyłożył do jej policzka muskając go kciukiem.
Natychmiast wtuliła się w jego rękę uśmiechając się mimowolnie, a jej serduszko zaczęło trzepotać.
SUGA zacisnął mocno dłoń w pieść.
 - Wydaje ci się, że nie wiem jak ona cię kocha - wycedził?
Jin zignorował ten komentarz, ale ona nie. Nie wiedziała, że on ma jakiekolwiek pojęcie o ich relacji, ale wtedy przypomniała sobie o granatowym ołówku i stało się dla niej jasnym, że przecież znał ją równie doskonale co ona jego.
 - Jin, my z SUGĄ doskonale znamy siebie nawzajem. - Jak bardzo niedorzeczne by to nie było, dodała w myślach. - Po co to?
 - Żebyście rozmawiając przeszli przez ten etap. Zobacz, to była twoja reakcja na mnie. Na SUGĘ byłaby inna. Pomyśl o tym. Pomyśl co by było, gdyby on to robił - szepnął zabierając dłoń.
Oczy jej się rozszerzyły, kąciki nosa zafalowały, krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach, a jej ciało napięło się w rozkosznym oczekiwaniu.
Z SUGĄ było dokładnie tak samo.
 - No właśnie na tym polega różnica.
Spojrzała na Jina i rozpłakała się z bezsilności.
 - Dlaczego mi to robisz? Przecież wiesz, że to jak połączenie iskry i benzyny. Powiedziałeś, że mam nie przejmować się SUGĄ, więc dlaczego nas tu zabrałaś?
Jin całkowicie się spłoszył kiedy to zobaczył. Nie przewidział takiej reakcji, a powinien był.
 - Przestań doprowadzać ją do płaczu! - ryknął i odciągnął Jina od niej.
 - Siadaj! - powiedział do SUGI nieznoszącym sprzeciwu głosem, który już raz widzieli. I jeśli wtedy myśleli, że im się wydaje, że Jin może mieć taki groźny wyraz twarzy, to teraz już nie mieli żadnych złudzeń. - Proszę cię, nie płacz - poprosił ją.
 - Teraz możesz sobie prosić - powiedział SUGA gorzko. - Myślisz, że dla któregokolwiek z nas to jest łatwe? Nie, nie jest. Ale to JA chciałem z nią porozmawiać. Dotknąłem twojej dziewczyny, moja wina.
Spojrzeli na niego zaskoczeni.
 - Skąd wiesz? - zapytali jednocześnie.
Zignorował ich.
 - Nie powinienem był, okej. Ale wyżywaj się na mnie, a nie na niej. Ona wcale ze mną rozmawiać nie chciała.
Jin westchnął.
 - Pozwólcie mi proszę skończyć. Chcę żebyście porozmawiali o swoich uczuciach do siebie. Stawili temu czoła i przez to przeszli.
 - Czyli mamy tylko powiedzieć co do siebie czujemy?
Przytaknął. 
 - Ale dlaczego muszę przy tobie? - zapytała go z rozpaczą w oczach. I bez tego wystarczająco czuła jak go zdradza.
 - Bo najbardziej wstydzisz się tego przeze mnie - wyjaśnił jej patrząc na nią najbardziej cierpliwym wzrokiem jaki kiedykolwiek widziała. - I SUGA tak samo - dodał uśmiechając się znienacka czym kompletnie ich zaskoczył. - Ostatecznie, jestem waszym przyjacielem.
Spojrzała na twarz Jina. On był taki ciepły, spokojny, zabawny, cierpliwy i czuły. Patrzyła na niego szukając siły i jednocześnie zbierając w głowie jak najwięcej ich wspólnych wspomnień. Jeśli to miał być ostatni raz kiedy na nią spojrzy, to przynajmniej chciała zapamiętać go jak najlepiej.
 - Pozwólcie mi zacząć - poprosiła ich cicho, a po jej policzku spłynęła łza.
Usadziła się w fotelu tak, by siedzieć na wprost SUGI, ale jej wzrok powędrował do drzwi na taras
 - To nie tak, że widziałam was dopiero po tym, jak zaczęłam z wami pracować. Widziałam was w Internecie i telewizji. Ale cóż... nie wzbudzało to większych emocji, żeby nie powiedzieć żadnych. A potem... - Próbowała znaleźć słowa, bo tak trudno jej się mówiło. Jej głowa była pełna myśli, a mimo to nie potrafiła mówić. - A potem...
 - To zaczęło się kiedy po raz pierwszy się zobaczyliśmy - powiedział to za nią, jednocześnie mówiąc o sobie.
Przygryzła dolną wargę. Jego słowa sprawiały jej ból, bo nigdy nie chciała żeby przechodził przez coś trudnego. A z jakiegoś powodu musiał radzić sobie z nią.
 - Pamiętam to tak dokładnie jakby to było wczoraj. Moje pierwsze spojrzenie na niego... To było...
 - Jak iskra i benzyna.
 - Eksplozja. Potrzeba. Nie możliwa do pojęcia żądza.
 - Nie dało się nad tym panować.
 - Nie wiem w jaki sposób utrzymałam dystans. Jak udało mi się uniknąć podania mu ręki na powitanie. Pamiętam tylko jak desperacko chciałam jego bliskości, w ten szalony sposób. I tak jest za każdym razem kiedy on niespodziewanie pojawia się przede mną.
 - Nic się nie zmieniło.
Spojrzeli na siebie smutno. Potrafili porozumiewać się bez słów, ale nic to między nimi nie naprawiało. I nic między nimi nie zmieni.
 - Więc uczyłam się z tym żyć. Panować nad tym...  Potem odkryłam jak podobni jesteśmy. Jakby był mną w męskim wydaniu. Że kiedy znajdziemy wspólny temat to potrafilibyśmy rozmawiać bez końca. Ale trzymałam się od niego z daleka z dwóch powodów. Po pierwsze, bo doprowadzał mnie do stanu, w którym nie miałam nad sobą żadnej kontroli, i po drugie, bo gdzieś po drodze uświadomiłam sobie, że go kocham. Ale wiedziałam, że ta miłość nie ma żadnej racji bytu. Ostatecznie śnię o nim każdej nocy...
 - A ja o tobie...  - szepnął w przestrzeń, a potem zamknął oczy próbując sobie z tym poradzić.
 - Uwielbiałam jego sposób bycia, bo był mi tak bliski, rozumiałam go i akceptowałam, i pewnie dlatego tak mi się podoba, a z drugiej strony... - Zrobiła głęboki wdech nim użyła słów, których zamierzała. - A z drugiej strony pragnę go tak, że aż mam ciemno przed oczami, kiedy tylko o nim pomyślę. Więc to nigdy nie była miłość jak do brata czy przyjaciela nawet.
Wzięła głęboki wdech i spojrzała SUDZE prosto w oczy. To jest ta kluczowa cześć historii, o której tak bardzo chciał porozmawiać. Ta, która w końcu musiała zostać wypowiedziana.
 - Jesteśmy do siebie tak podobni, że tworzylibyśmy idealny duet. Wspaniałą parę i świetnych przyjaciół w jednym. Okazuje się, że potrafimy porozumiewać się bez słów, choć najmniej z tobą rozmawiałam. Ale to wszystko jest piękne do jednego momentu. Dokładnie tego, który sprawia, że my nigdy nie bylibyśmy dobrą parą. Nigdy. Jesteśmy do siebie tak podobni, że aż identyczni i wszystkie te najtrudniejsze cechy, które ja w sobie mam, ty też je masz. Wszystko to jaka jestem, kiedy sobie ze sobą nie radzę, ty też taki jesteś. I ostatecznie nie poradzilibyśmy sobie z tą mieszanką. Ja bym się nie zmieniła, mogłabym chcieć żebyś ty się zmienił, choć tak naprawdę wcale bym tego nie chciała. Ale w tamtej chwili przytłoczenia marzyłabym byś był inny. I gdyby sytuacje się odwróciły, ty...
 - Myślałbym tak samo.
 - Właśnie. Możesz być przygodą, idealną przygodą, ale dla wyzwania albo z uporu nie chcę czegoś takiego. Nie chcę, by ktokolwiek musiał się zmieniać lub ustępować. Nie chcę związku, który ostatecznie tylko by ranił, niszczył, a potem w najlepszym razie się skończył. Potrzebuję kogoś, kto będzie do mnie podobny, ale nie tak bardzo jak ty. Kogoś, kto będzie w naturalny sposób potrafił sprawić, że te moje złe i trudne strony będą czymś lepszym. Że sama będę sobie dawała ze sobą radę, jednocześnie zawsze mając jego wsparcie. To z taką osobą chciałabym pewnego dnia mieć rodzinę. - Spojrzała na Jina. Wyraz jego twarzy był tak spokojny, że aż ją tym przerażał. - Przyznaję, że to co robiłam było złe. Nie powinnam za tobą latać myśląc o SUDZE, w ten sposób, ale ja naprawdę nigdy go nie chciałam. W tym życiu, to tylko iskra i benzyna, ale to nie wystarczy.
 - Wiem, że nie mogłaś zrozumieć dlaczego nagle przestałem trzymać się z daleka. - Odwróciła się w jego kierunku. Był taki... smutny. - Tak naprawdę przestałem już wcześniej. Po prostu musiałem robić to bardzo powoli. Granica naszej kontroli zawsze była zbyt cienka żeby istnieć. Ale zacząłem się zbliżać w momencie, w którym uświadomiłem sobie, że chcę przy sobie kogoś takiego jak ty. Kogoś, z kim doskonale się dogaduję. Kogoś, kto rozumie mój sposób myślenia. Kogoś, kto jest do mnie podobny. Naprawdę pragnąłem mieć cię przy sobie w taki sposób. I szczerze, wiedziałem, że to było odwzajemnione. To w tamtym czasie kupiłem ten dom. Nie rozumiałem tylko jednej rzeczy: Skoro oboje chcemy siebie nawzajem, to dlaczego ciągle przede mną ociekałaś? Dlaczego byłaś taka chłodna? Dlaczego tak uparcie mnie nie chciałaś? Aż ostatnio usłyszałem twoją rozmowę z Jinem. Powiedziałaś, że jesteśmy do siebie podobni w swoich najtrudniejszych cechach. I wtedy uświadomiłem sobie, że miałaś rację.
Wtedy zrozumiała skąd wie, że spotyka się z Jinem. Widział tamtą rozmowę i widział też ich pocałunek. Zrobiło jej się smutno. Ona nigdy nie chciała go ranić. Nigdy nie chciała łamać mu tego dobrego, tak zdolnego serduszka.
 - Mimo wszystko, mimo tego jak doskonale się rozumiemy, mimo tego idealnego pociągu w naszym DNA, nie możemy być razem. Nie pasujemy do siebie. To dlatego powiedziałem, że miałem kogoś z kim chciałbym tutaj zamieszkać.
 - Wiec dlaczego chciałeś dzisiaj ze mną porozmawiać?
 - Bo potrzebowałem z kimś o tym porozmawiać. Ale chciałem tylko z tobą. Naprawdę myślałem, że to nam pomoże.
Zamilkli stając się naprawdę cichą grupa przez chwilę. SUGA wpatrywał się w jej zdjęcie na ścianie, ona z kolei wpatrywała się w widok zza oknem, bojąc się spojrzeć na Jina.
Jin pozwolił im pomilczeć jeszcze przez chwilę gdyby chcieli jeszcze coś dodać, a potem się odezwał.
 - Myślę, że całkiem dobrze wam się rozmawiało. Naprawdę myślę, że nie powinniście byli się ciągle unikać. No! - powiedział podnosząc się z kanapy, a oni wreszcie na niego spojrzeli. - Wrócę po ciebie jutro, dokładnie o tej porze - zwrócił się do niej.
 - Proszę?
Nie rozumiała nic a nic.
 - Zostajesz tutaj do jutra, do 20:38.
 - Dlaczego? Dlaczego ja? Nie chcę tutaj być.
 - Tak naprawdę chcesz. To piękne miejsce.
 - Czemu nie SUGA?
 - SUGA zostaje z tobą.
Ta wiadomość wbiła ją w fotel. Miała wrażenie, że właśnie znalazła się w śmiertelnej pułapce.
SUGA wpatrywał się w Jina intensywnie, próbując zrozumieć.
 - Proszę cię, Jin, nie każ mi z nim zostawać. Jin błagam!
Nie mogła zrozumieć dlaczego jej to robi. Przecież on nie jest mściwy. Przecież by jej nie skrzywdził.
 - Macie 24 godziny żeby dokończyć tą rozmowę.
 - Jin, błagam... - powiedziała wstając i podchodząc do niego.
Wyraz jego twarzy był taki pogodny. Wydawało jej się, że to wszystko jest najnowszą wersją jej snów o SUDZE. Że tym razem, nareszcie, śni koszmar.
 - Czy ty masz choć mgliste pojęcie, jak trudno nam jest ze sobą wytrzymać choć 24 sekundy? Nie, nie masz - wycedził SUGA.
 - Nigdy nie sądziłem, że będziecie w tym czasie rozmawiać - odpowiedział im.
Jego pokręcony, szalony plan dotarł do nich właśnie w tej chwili. Opadła na fotel tracąc wszelką siłę w nogach, a SUGA wpatrywał się w Jina szukając dowodu na to, że jego przyjaciel naprawdę potracił zmysły.
 - Choć SUGA, odprowadzisz mnie do drzwi.
 - Jin, błagam...
 - Przecież wiesz, że nigdy nie zrobiłbym czegoś, co by cię skrzywdziło - odpowiedział jej uśmiechając się do niej ciepło.
Stanęli z SUGĄ przy drzwiach.
 - Trzymaj - powiedział wciskając mu do ręki małe pudełeczko. - Ona bierze tabletki odkąd cię poznała, bo  nigdy nie wybaczyłaby sobie posiadania dzieci z kimś, z kim nie stworzyłaby udanego związku. Zresztą, doskonale o tym wiesz. Mimo wszystko, weź to.
 - Skąd ty wiesz, że ona...
 - Przypadkiem. Tyle, że jeśli postawi się ciebie obok niej, to wiele rzeczy nagle staje się bardzo jasnych. 
Uśmiechnął się.
 - Jin, - Po raz pierwszy zwrócił się do niego po imieniu. - czy ty na pewno jesteś świadom, co właśnie robisz?
 - Mówiłem ci, że za dużo byś stracił gdybyś z nami nie pojechał. Nie przypadkiem przywlokłem was właśnie tutaj.
 - Seokjin - powtórzył ostro żądając odpowiedzi na swoje pytanie.
Jin westchnął.
 - Po pierwsze, nigdy byś jej nie skrzywdził. Po drugiej, znasz ją lepiej niż ktokolwiek, lepiej niż ja czy nawet lepiej niż ona samą siebie.
 - To nie to samo - zauważył.
 - Tak, wiem doskonale, co właśnie robię. Niepotrzebnie się tym martwisz. To tylko i wyłącznie mój pomysł. I tak, po tym wszystkim wciąż będziemy przyjaciółmi. Nic się nie zmieni.
Spojrzeli sobie w oczy przyglądając się sobie przez chwilę, aż w końcu SUGA westchnął poddając się.
 - Będę tu jutro o tej porze. Nie zmarnuj tego. Pamiętaj, że żadnej więcej szansy nie będzie. Ona jest moja - podkreślił złowieszczo i wyszedł.
SUGA wpatrywał się w drzwi jeszcze przez dobrą minutę, a potem schował pudełeczko do tylnej kieszeni spodni i wszedł do salonu.
Stała oparta plecami o drzwi na taras, które były najbardziej oddalonym miejscem pokoju. Obserwowała każdy jego ruch, kiedy powoli do niej podchodził, jednocześnie jeszcze bardziej wbijając się w szybę za sobą. Szedł do niej powoli, ale jego krok był tak płynny, jakby był dzikim zwierzęciem czającym się na swoją ofiarę.
Jej głowa prosiła żeby się nie zbliżał, ale jej ciało całe wariowało. Był tak cholernie atrakcyjny w tej chwili, a sądziła że nie może pragnąć go bardziej. Jednak myliła się.
Oparł ręce na szybie za nią i pochylił głowę w jej kierunku. Ich usta dzieliły milimetry, a jego zapach tak mącił jej w głowie, że przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamy.
 - Proszę cię, odsuń się - szepnęła, ale miała wrażenie, że jej ciało całe się do niego przysuwa. - Będziesz tego żałować.
 - Wolę żałować, że coś zrobiłem, niż że to nigdy się nie wydarzyło. I to też twój sposób bycia.
Jego głos był taki zachrypnięty kiedy to mówił. Zamknęła oczy rozkoszując się doznaniami jakie to wywoływało w jej ciele. Desperacko chciała żeby zbliżył się jeszcze trochę, by mogła poczuć jego ciało na swoim.
 - Yoongi, proszę, odsuń się.
Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. Doprowadzała go do szaleństwa.
 - Powiedziałaś do mnie po imieniu. Po raz pierwszy. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłaś. Dlaczego?
Jego oddech był krótki, urywany, a oczy błyszczały rządzą. Był taki piękny w tej chwili, że myślała ze zaraz oszaleje.
Ale też kochała go.
 - Bo tak bardzo mi się podoba.
Wpił się w jej usta. Pragnął tego od tak dawna.
Przyciągnęła go do siebie, chciała żeby był bliżej i bliżej. Chciała żeby nic ich nie dzieliło.
Iskra i benzyna.
Jęknęła kiedy poczuła jego ciało na swoim, a on słysząc to tylko przycisnął się do niej jeszcze bardziej. Jęknęła jeszcze głośniej, niemal krzycząc.
Złapała za jego koszulę i z silą, której by się po sobie nie spodziewała rozerwała ją i zrzuciła z jego ramion. Błądziła po jego białej jak cukier, delikatniej skórze nie przestając go całować.
Złapał ją za biodra, a ona podskoczyła trzymając go za szyję i oplotła go nogami w pasie.
Jakaś malutka cząstka świadomości zarejestrowała, że jakiś mebel, który widoczne stał SUDZE na drodze, właśnie został przewrócony, ale obchodził ją tylko on. To, że nareszcie był tak blisko, jak zawsze tego pragnęła. Że ją dotykał, że ona mogła dotykać jego. Całe jego ciało, aż krzyczało jak bardzo jej pragnął i jęczała rozkosznie z tego powodu jeszcze bardziej.
Posadził ją na łóżku i całując ją po szyi zaczął rozpinać jej bluzkę. Uśmiechnęła się rozbawiona. Z jego koszuli zostały tylko rozsypane po całym pokoju guziki. I on się uśmiechnął uświadamiając sobie powód jej rozbawienia. Przeniósł swoje pocałunki na jej usta i opadł z nią na łóżko.
 - Kocham cię - szepnęli jednocześnie.

Przeczesywała palcami jego śliczne granatowe włosy. Były wyjątkowo miękkie.   
  - Śpisz? - szepnęła nie chcąc go obudzić.
  - Nie, nie śpię - odpowiedział jej, uśmiechając się i mrucząc jak kot. Nie zamierzał marnować ich ograniczonego czasu na spanie.
Przyciągnął ją do siebie, a ona położyła się na jego torsie uśmiechając się. Zaczął bawić się jej włosami tak, jak ona to wcześniej robiła. Westchnęła zadowolona i pocałowała go w pierś. Słysząc jego reakcję przymknęła oczy rozkoszując się nią.
  - Żałujesz? - zapytał ją zachrypniętym głosem, który był tak cholernie seksowny.
  - Nie żałuję.
  - A będziesz? 
Spojrzała na niego. Co ty ze mną robisz, pomyślała przygryzając wargę.
  - Nie będę - odpowiedziała mu przesuwając się tak, że opierając się na przedramionach leżała nad nim. Opuszkami palców dotykała jego policzków przyglądając się jak niewiarygodną przyjemność mu to sprawia. - Nawet jeśli wszystko będzie od teraz inne, nie będę. Bo kocham cię i naprawdę się cieszę, że teraz tu jestem. Jest mi tylko przykro, że mimo całej tej idealnej układanki, ten jeden, ostatni puzzel nie pasuje. 
Uśmiechnął się smutno. Jemu też było przykro z tego powodu, ale ostatecznie potrafili chcieć swojego szczęścia tak bardzo, że nie zamierzali niszczyć siebie nawzajem. Był z tego dumny. 
Pocałowała go, a kiedy oddał jej pocałunek poczuła, jak kładzie ją na łóżku, a sam zawisa nad nią. Jego włosy były w tak przezabawnym nieładzie, że roześmiała się głośno. A potem znowu byli tak blisko siebie, jak tylko mogli być.


Dodatek I do historii TUTAJ
Dodatek II do historii TUTAJ

blog wspiera akcję:

blog wspiera akcję: