BONUS I
SUGA
Drzwi się za Nią zamknęły, a ja dalej stałem w tamtym miejscu i wpatrywałem się w klamkę, na której jeszcze chwilę temu spoczywała Jej dłoń. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, niestety, zbyt późno. Jakaś pustka otaczała mnie z każdej strony. Przeraźliwa samotność i wrażenie, że wszystko jest daleko. I ta cisza...
Patrzyłem na ten polerowany kawałek metalu, niemal mogąc już dostrzec w nim swoje odbicie i mimo wszystko miałem nadzieję, że za chwilę się poruszy - drzwi się otworzą, a Ona znowu będzie stać ze mną w korytarzu. Czas będzie mógł płynąć jak zwykle, a ja nie będę chciał go zatrzymywać. Jednak, choć minuty mijały, klamka nie ruszyła się nawet o milimetr, a ja wiedziałem, że już się nie poruszy. Odprowadziłem Ją do tych drzwi, pozwoliłem Jej wyjść. Nigdy nawet nie próbowałem Jej zatrzymać.
Powoli odwróciłem się i spojrzałem na salon. Wydawał się teraz jeszcze większy niż w rzeczywistości był. Wszystko zdawało mi się ogromne, a ja sam czułem się malusieńki i nic nieznaczący, jak nigdy dotąd.
Spojrzałem na przeszklone drwi na taras. Dwadzieścia cztery godziny temu opierała się o nie w panice próbując uciec od tego szalonego losu. A chwilę później całowała mnie tak, jakby to była ostatnia rzecz, jaką miała w życiu zrobić. Pamiętałem Jej wyraz twarzy, pamiętałem Jej spojrzenie, to wszystko wciąż było tak wyraźne, tak ostre w mojej głowie. I myślę, że nie chcę by to się zmieniało. Przynajmniej na razie.
To jak próbowała uciec ode mnie wzrokiem, jednocześnie nigdy nie potrafiąc tego zrobić, zawsze było hipnotyzujące. I to, w jaki sposób Jej ciało ode mnie uciekało, jakby zaraz miało się zerwać do biegu, tylko po to, by móc się we mnie wtulić. Ona nigdy nie widziała, że ja reaguję tak samo, przez to, jak starannie próbowała mnie unikać. Mnie - zawsze otoczonego grupą ludzi - było łatwiej to zauważać, jak zwykle parząc gdzieś ponad innymi albo udając, że śpię. Ale to nie znaczyło, że było mi łatwiej w ogóle. Nie było, ani razu.
Przeniosłem wzrok na fotel, który leżał ciągle przewrócony na ziemi, od chwili, w której odepchnąłem go jakby nic nie ważył, kiedy niosłem ją do sypialni. Trzymanie Jej w ramionach było doświadczeniem, które trudno mi było kiedykolwiek choć sobie wyobrazić. Samo myślenie o Niej wystarczająco pozbawiało mnie kontroli, więc próbowałem choć kontrolować to, o czym myślałem. Trzymanie Jej w ramionach, kiedy ona trzymała mnie, samo w sobie było spełnieniem.
Rozejrzałem się po podłodze odnajdując kilka guzików ze swojej koszuli. Delikatnie się uśmiechnąłem. To było takie zabawne jak ją ze mnie zdzierała, zważywszy na to, jak ja odpinałem tą Jej guziczek po guziczku. To jak, po prostu, w końcu się temu wszystkiemu poddała było... inspirujące. Jakby ktoś w końcu wypuścił skowronka z kryształowej klatki.
Oparłem się głową o futrynę i zamknąłem oczy.
Rozmawianie z Nią - zwłaszcza teraz, kiedy żaden z nas nie musiał już niczego kontrolować, mógł się na tym skupić i po prostu rozkoszować tą czynnością - było najłatwiejszą rzeczą jaka kiedykolwiek przyszła mi w życiu. To było ciągłe spotykanie się w połowie drogi, jednocześnie zawsze wychodząc sobie na przeciw. Chyba nawet dobrze, że robiliśmy to tak rzadko i na ściśle określone tematy, bo naprawdę potrafiliśmy rozmawiać ze sobą bez końca. Ale najbardziej niesamowite było to, kiedy w którymś momencie kończyliśmy zdanie w myślach i wiedzieliśmy, że ta druga osoba zna te myśli. Potrafiliśmy porozumiewać się bez słów, jakby wszechświat stworzył nas sobie nawzajem...
Rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie i tym, jak wyobrażaliśmy sobie wtedy nas teraz. Rozmawialiśmy o naszym dorastaniu i rodzinach, które sprawiły, że jesteśmy teraz tym, kim jesteśmy. Rozmawialiśmy o naszych marzeniach i planach, które tworzyliśmy, zamierzaliśmy stworzyć lub z których zrezygnowaliśmy dorastając. Rozmawialiśmy o naszych porażkach i lekcjach, które zebraliśmy w życiu. Rozmawialiśmy o pisaniu i muzyce bez których nie potrafimy żyć. Ale rozmawialiśmy też o takich drobnostkach jak ulubiony smak lodów czy pora roku, odnotowując w głowie jak wiele udało nam się o sobie dowiedzieć, tylko ukradkiem się sobie przyglądając. I tylko zmieniające się światło wpadające przez okno do sypialni było w stanie zmierzyć jak wiele rozmawialiśmy.
Rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie i tym, jak wyobrażaliśmy sobie wtedy nas teraz. Rozmawialiśmy o naszym dorastaniu i rodzinach, które sprawiły, że jesteśmy teraz tym, kim jesteśmy. Rozmawialiśmy o naszych marzeniach i planach, które tworzyliśmy, zamierzaliśmy stworzyć lub z których zrezygnowaliśmy dorastając. Rozmawialiśmy o naszych porażkach i lekcjach, które zebraliśmy w życiu. Rozmawialiśmy o pisaniu i muzyce bez których nie potrafimy żyć. Ale rozmawialiśmy też o takich drobnostkach jak ulubiony smak lodów czy pora roku, odnotowując w głowie jak wiele udało nam się o sobie dowiedzieć, tylko ukradkiem się sobie przyglądając. I tylko zmieniające się światło wpadające przez okno do sypialni było w stanie zmierzyć jak wiele rozmawialiśmy.
Jej oczy błyszczały jak nigdy dotąd kiedy na mnie patrzyła. Mieniły się blaskiem szczęścia i spełnienia.
- Powiedz mi swoje imię - szepnęła.
Trzymała moją twarz w swoich dłoniach, nasze nosy ocierały się o siebie, a usta niemal ze sobą stykały. Jej uśmiech był taki szeroki.
- Yoongi - odpowiedziałem zachrypniętym od emocji głosem.
- Jeszcze raz - poprosiła.
- Yoongi.
- Jeszcze.
- Yoongi.
- Jeszcze.
- Min Yoongi.
Jej usta gwałtownie opadły na moje, ale wciąż uśmiechała się od ucha do ucha.
Leżała na brzuchu, a policzek miała oparty na przedramionach. Uśmiechała się błogo, a Jej oddech był równy i spokojny. Przyglądałem się Jej twarzy chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Uświadomiłem sobie wtedy, że staram się nie mrugać, bo wydaje mi się, że Ona zniknie kiedy tylko to zrobię. Dotknąłem dłonią Jej twarzy najdelikatniej jak tylko potrafiłem, żeby Jej nie obudzić. Przesuwałem kciukiem od skroni, aż do policzka i wydawało mi się, że kiedy to zrobiłem Jej uśmiech się pogłębił.
- Tak się cieszę, że teraz tu jesteś - szepnąłem cichutko. Bałem się, że Ją obudzę, a spała tak słodko. - I pewnie powinien Cię przeprosić za to wszystko, ale wcale nie jest mi przykro. I ja... chciałbym Ci podziękować. Nauczyłaś mnie wielu rzeczy o sobie i myślę, że naprawdę tego potrzebowałem. - Delikatnie odsunąłem jej kosmyk włosów, który opadł jej na twarz i wracając do głaskania palcem Jej policzka, przyglądałem się jej zamkniętym powiekom i rzęsom. Pomyślałem, jak bardzo nie chcę, żeby musiała przeze mnie płakać. Chciałem, żeby już zawsze była taka spokojna i zrelaksowana jak w tej chwili. Potrzebowałem tego dla niej i naprawdę chciałem jej to dać... - Pamiętam jak pierwszy raz rozmawialiśmy. Trzymanie się od Ciebie z daleka było tak trudne, a rozmawianie okazało się tak łatwe. Nie mogłem się doczekać następnego razu, ale na każdy jeden musiałem długo czekać. I myślę, że tamtego dnia, po naszej pierwszej rozmowie, wiedziałem, że się zakocham. To Twoje ciepłe spojrzenie - choć patrząc na mnie zawsze wycofane - i trochę zadziorny charakterek. - Uśmiechnąłem się rozbawiony i rozczulony jednocześnie. - A potem zobaczyłem jak pracujesz nad jakąś historią i wiedziałem, że przepadłem. Byłaś tym tak pochłonięta, że zupełne nie zauważyłaś jak robię Ci zdjęcie. - Delikatnie i cichutko opadłem na poduszkę i nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. - Mimo, że to wszystko jest takie trudne i radzenie sobie z tym czasem wydaje mi się niemożliwe, to ja naprawę się cieszę. Gdybym mógł cofnąć się w czasie, niczego bym nie zmienił. Bo naprawdę Cię kocham i dla mnie to jest tego warte - szepnąłem jeszcze.
- A ja kocham ciebie - powiedziała podnosząc się i całując jeszcze mój obojczyk, wtuliła się we mnie.
Otworzyłem oczy i przeniosłem wzrok na inne miejsce w swoim salonie. Chciałem postawić tutaj fortepian, miałem go kupić tamtego dnia, ale słysząc ich rozmowę już nie zdołałem. Od tamtej chwili nigdy nie pomyślałem, że cokolwiek między nami się jeszcze zmieni. A jednak zmieniło, zostawiając nam wspomnienia chwil, które właśnie minęły.
Link do MINIATURKI
Link do DODATKU II
Link do MINIATURKI
Link do DODATKU II