ZASYPIAM ROZMYŚLAJĄC O TOBIE I SZUKAM CIĘ W SWOICH SNACH
CNBLUE "More than you"
Juniel ft. Jung Yong Hwa "Fool"
Patrząc pod nogi niczym dziewczynka obawiająca się o potknięcie, spacerowała jedną z najpopularniejszych uliczek. Ciągle zerkała w dół, ponieważ tak bardzo lubiła chodzić po kostce brukowej i uwielbiała na to patrzeć. A teraz cieszyła się tym jak dziecko. Idąc niemal podskakiwała, choć doskonale wiedziała, że nie powinna była tak robić. Kamienie, którymi wyłożona była uliczka, były z tego polerowanego rodzaju, a choć szła w pełnych brązowych paseczków i złotych detali rzymiankach na płaskiej podeszwie, to ślizgało się na nich równie dobrze jak na łyżwach. Zerknęła w lewo i zobaczyła lodziarnię, w której zdawało się być mniej tłoczno niż w innych. Podeszła do szyby i z oczami wielkimi jak spodki, patrzyła na lody w aluminiowych pojemnikach, które dzięki swym kolorom pełne były grzesznych obietnic. Przed nią było tylko dwoje ludzi, a ona wciąż nie mogła się zdecydować jakie smaki wybrać. W roztargnieniu założyła kosmyk kręconych włosów za ucho, a malutka część jej świadomości przypomniała jej, że są o wiele za długie, i że powinna była je ściąć. Zerknęła na lodziarza w uroczej białej czapeczce i z ogromnymi siwymi wąsami, miał w sobie jakiś staroświecki urok. Właśnie podawał lody dziewczynce, która ledwie sięgała nosem do blatu stołu. A ona wciąż zastanawiała się jakie lody powinna kupić.
- Cześć.
Odwróciła głowę, a kiedy to zrobiła, jej usta otworzyły się ze zdziwienia i aż zamrugała mając wrażenie, że od coraz wyższej temperatury wzrok płata jej figle. Ale mimo, że sekundę później ściągnęła z nosa swoje brązowe Aviatory, uparcie myśląc, że oczy ją mylą - wciąż tam był. I nie mogła w to uwierzyć.
- Co ty tutaj robisz? - zdołała wykrztusić.
- La signorina jakie lody dla ciebie?
Podskoczyła jak oparzona słysząc lodziarza, ale nim doszła do siebie poczuła na swoich ramionach jego silny uścisk. Obrócił ją gwałtownie w stronę szyby.
- Dla mnie malina, truskawka, wanilia, czekolada i tiramisu. A dla tej panienki... - Ale ona wciąż stała oszołomiona i równie oszołomiona spojrzała na niego. Zupełnie nie wiedziała co się wokół niej dzieje. - No! - ponaglił ją z uśmiechem i delikatnie potrząsnął nią żeby oprzytomniała.
- Malina... Truskawka... Cytryna... Podwójna czekolada. I owoce leśne.
I nim zdążyła się choć obrócić już wyciągał euro, by za nich zapłacić. A kiedy spojrzała na niego oburzona, tylko wzruszył ramionami z uśmiechem i wyciągnął ręce po ich lody. A jej brakowało słów. Ale patrząc na jego uśmiechniętą twarz sama nie potrafiła powstrzymać swojego, więc tylko zatopiła czerwone usta w fioletowej gałce lodów o smaku owoców leśnych.
- Co robisz w Bellagio?
Wciąż nie mogła uwierzyć, że tu jest. Ale i doskonale wiedziała dlaczego - zbyt mocno pragnęła, by rzeczywiście tu był. Bo choć cieszyła się z tych krótkich chwil swojego urlopu najbardziej na świecie, to w głębi serca doskwierała jej samotność. A nie było w niej tego rodzaju tęsknoty od lat. Co więcej, doskonale wiedziała za kim tęskniła i jak bardzo nie wolno jej tego robić.
Ale był tutaj. A ona nie chciała odrywać od niego wzroku - a musiała.
- Żegluję.
- Potrafisz żeglować? - Natychmiast porzuciła zainteresowanie swoimi lodami i spojrzała na niego z fascynacją pięciolatki widzącej zająca wielkanocnego.
Przytaknął.
Widział jej z spojrzenie i z jednej strony sprawiało, że był oniemiały z zachwytu, a z drugiej całkowicie przybity. Bo tej fascynacji w jej oczach nie dało się porównać z żadnym innym spojrzeniem, które do tej pory widział u wszelkiego rodzaju ludzi. A mimo to je znał. Tak patrzyła na na swojego najlepszego przyjaciela i resztę swoich "braci". To bezgranicznie zainteresowanie i zachwyt w jej oczach... Nic lepiej nie oddawało jak bardzo ich kocha. Ale on nie chciał być jej bratem. Ani wtedy kiedy się poznali, ani wtedy kiedy byli razem na kręglach, ani nigdy.
- Najbardziej lubię przed świtem. Wtedy mogę go gonić - powiedział wskazując na horyzont nad jeziorem Como, obok którego właśnie przechodzili, gdyż starówka była tak blisko portów. - Jeśli tylko tego chcesz, to pokażę ci to jutro. Ale będziesz musiała wcześnie wstać - ostrzegł z szelmowskim uśmiechem, a w głowie układał już cały plan ich wspólnego dnia. Całego dnia.
- Nie możesz - szepnęła i zatopiła czerwone usta w lodach cytrynowych.
- Dlaczego?
- Jutro o piątej mam samolot powrotny. - Chciała uniknąć jego wzroku. Było jej zbyt przykro, by potrafić normalnie na niego patrzeć.
- Możemy pożeglować teraz. Jeśli...
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie, wchodząc mu w słowo.
- Chcesz... - dokończył szeptem, który jeszcze długo potem wisiał w powietrzu. I próbował ukryć jak bardzo jest zraniony, ale doskonale wiedział, że mu to nie wychodzi.
- Nie! Proszę! To nie tak - spanikowana próbowała wyjaśnić. Była przerażona tym, co mogła właśnie zrobić z ich znajomością. Szukała słów, by wyjaśnić mu swoją idiotyczną reakcję, ale do powiedzenia nadawała się tylko prawda. A na powiedzenie mu jej prosto w oczy nie miała odwagi. Spojrzała za siebie, a potem weszła na pomost, z którego właśnie odpłynął jacht. I kiedy już podszedł do niej wzięła głęboki wdech, a potem, patrząc na najpiękniejsze włoskie jezioro, szepnęła: - Jeśli nie zgodzę się teraz, to będę mieć powód, by w przyszłości móc znów cię spotkać.
Przyglądał jej się z uwagą jastrzębia. I w tamtej chwili była dokładnie tą zamyśloną dziewczyną, którą nieumyślnie wystraszył tamtej nocy, a ona wpadła do hotelowego basenu. Tyle tylko, że teraz chodziło o niego, a nie o tamtego mężczyznę. I patrząc na nią teraz, tak samo jak wtedy, chciał podejść do niej i odwrócić jej twarz w swoją stronę.
I już to robił, kiedy usłyszeli głos rybaka, który wskazując ręką na Anię wolał coś do nich. Oczywiście zrozumieli tylko pierwsze słowo. Ale to wystarczyło, by spojrzeć w dół i zauważyć jak jej lody topią się i ściekają po ręce.
- Pomocy! - pisnęła i natychmiast odsunęła rękę jak najdalej od swojej białej sukienki.
A on, nie myśląc o tym co robi, schwycił jej nadgarstek i pociągnął jej rękę w górę. Pochylił się do niej i ustami dotknął jej ręki w okolicy łokcia, gdzie jej lody zdążyły już dopłynąć. A potem sukcesywnie sunął ustami w kierunku jej nadgarstka.
Jej serce łomotało jak szalone, boleśnie obijając się o żebra, a źrenice rozszerzyły się gwałtownie, kiedy poczuła jego usta na swoim ciele. To co robił było niezwykle skuteczne, ale zapuszczało jej myśli w rejony, do których kategorycznie wzbraniała sobie wstępu. A co ważniejsze, patrząc na niego nie tylko szukała zapamiętania w jego ruchach, ale też pragnęła więcej...
Wiedział doskonale jak głupio postąpił, ale tym co już zrobił się nie przejmował, zamiast tego upajał się zapachem jej skóry. Jednak, by zapanować nad ciałem, które domagało się więcej - dużo więcej - skupiał się na tym, jak powinien wybrnąć z tej sytuacji. Bo to, że on był w niej zakochany, to jedno. Ale to, że ona w nim nie, to już zupełnie co innego i musiał pozbyć się wszelkich podtekstów ze swojego czynu.
A były.
Odsunął usta od jej ręki i odsłaniając zęby wgryzł się w topiące się lody i zjadł połowę. A potem wyciągnął rożek z jej dłoni i przełożył jej go do lewej ręki. Prawą dłoń wsadził jej do ust.
- Zlizuj! - przykazał, udając rozbawienie, choć to uciekło jakiś czas temu ustępując miejsca innym... pragnieniom. - Naprawdę nie powinnaś jeść przy ludziach. Straszna z ciebie niezdara! - powiedział z uśmiechem złośliwego chochlika, a ona tylko w oburzeniu zmarszczyła brwi.
Najlepsza metoda to udawać, że nic się nie stało
Otoczył ją ramieniem i spacerowali dalej, a kiedy w końcu skończyła jeść, jęknęła żałośnie:
- Cała się lepię - pożaliła się. Słysząc to parsknął śmiechem. Całkowicie szczerym. - Oppa! - oburzyła się.
- Zobacz, tam jest fontanna. Zaraz cię wykąpiemy.
- Oppa!
Była urocza. I nie była jego. I nie mógł tego znieść.
Spacerowali razem przez cały czas. Byli też razem na obiedzie, w restauracji przy jeziorze, które zachwycało swoim urokiem. A kiedy po południu mijali sporą grupę rozbrykanych dzieci, zatrzymała go i kazała mu na nich spojrzeć.
- Myślisz, że idą na płac zabaw? - zapytała zaintrygowana. Pociągnęła go za rękę i potruchtali za grupą rodziców idących za swoimi pociechami.
Od tamtego dnia na placu zabaw nad rzeką Han była o wiele bardziej świadoma powodów, dla których pragnie go dotykać. Wtedy to było dla niej coś na kształt fascynacji tym człowiekiem. Chłopakiem, który był jej przyjacielem i lubiła go. Ale teraz chciała, by ten dotyk wyrażał coś jeszcze. Tyle tylko, że nie mogła otwarcie tego pokazać. Dlatego zachowywała się dokładnie tak, jak tamtego dnia w Seulu.
- Kiaaaaaaaaaa - krzyknęła. - Mecz! Proszę, zagrajmy z nimi! - piszczała z podekscytowaniem i niemal podskakiwała, kiedy ciągnąc go za białą koszulkę prosiła, by się zgodził.
A on nie wiedział co ze sobą zrobić. I to wcale nie znaczyło, że nie chciał się zgodzić.
W radosnych pląsach pobiegła do rodziców i dziadków dzieci z podstawówki, a on próbował dotrzymać jej kroku.
- Proszę, czy możemy z nimi zagrać? - zapytała, głęboko wierząc, że ludzie w tak popularnej miejscowości znają angielski. I na swoje szczęście, nie pomyliła się. - Ja pójdę do jednej drużyny, a mój przyjaciel do drugiej. Proszę się zgodzić! Włos im z głowy nie spadnie - zapewniła gorąco.
Chwilę później widział jak z radością dziecka biega wśród dzieci i gra z nimi jak równy z równym, ciesząc się z gry jeszcze bardziej niż one. A on nie spuszczał z niej wzroku. I uwielbiał brak sędziego, który pozwalał mu na zatrzymywanie jej poprzez łapanie i trzymanie w uścisku, by nie pomogła swojej drużynie w zdobyciu gola. A kiedy próbowała się wyrywać często wywracali się i lądowali na ziemi śmiejąc się jak nastolatki.
Kiedy tego poranka łapał wiatr w żagle myślami krążył wokół niej i było to już dla niego naturalne. Miał wystarczająco wiele lat, by wiedzieć, że przepadł już tamtej nocy nad basenem i z każdym następnym spotkaniem, to tylko się umacnia. I może chciałby z tym walczyć, gdyby nie to, że przy nim ona zawsze była sobą i upajało go to jak szampan. Bardzo chciał żeby z nim była w tym magicznym zakątku Europy. I kiedy to marzenie się spełniło, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Choć jutro zniknie niczym Kopciuszek.
Widząc jak mecz się kończy, a ona ściska i wygłupia się z dzieciakami, z którymi dzieliła zwycięstwo swojego życia, był przeszczęśliwy. I nawet nie próbował ukrywać swojego uśmiechu.
- Wygrałaś - szepnął jej na ucho, a po jej ciele znów przebiegł dreszcz. Dokładnie taki sam, jak tamtego dnia w kręgielnii. Tak doskonale to pamiętała, że zaczęła sądzić, iż to już tylko jej wyobraźnia. A jednak samą bliskością udowodnił jej jak bardzo prawdziwe to jest.
Poczuła jak jedna z dziewczynek ciągnie ją za rękę i przykucnęła, by zrównać swoją twarz z jej. Jednak, tak jak się spodziewała, nic nie zrozumiała ze słów młodej Włoszki. A po jej uśmiechach i zerkaniu na jej towarzysza mogła co najwyżej domyślać się o co chodzi.
- Zrozumiałeś choć słowo? - zapytała z nadzieją, ale on tylko przecząco pokręcił głową. Sam był bardzo ciekawy tamtego pytania.
- Czy ktoś z państwa mógłby przetłumaczyć? - poprosiła.
Podeszła do nich jedna z kobiet z kilkuletnim dzieckiem na rękach, które wszystkiego było ciekawe. Matka z córką wymieniły między sobą kilka zdań, ale ostatecznie usłyszała pytanie jeszcze raz.
- Moja córka pytała, czy pani towarzysz jest pani chłopakiem - wyjaśniła i wywróciła oczami.
Z uśmiechem pokonanego opuściła głowę, ale potem uśmiechnęła się sama do sobie.
Przecząco pokręciła głową.
- To mój przyjaciel - odpowiedziała patrząc tylko na dziewczynkę, zastanawiając się czy udało jej się ukryć swój smutek z tego powodu..
- Mówi, że na pewno jest w pani zakochany.
- Grazie - szepnęła jej i pocałowała ją w czoło.
Gdy tylko mały braciszek dziewczynki to zobaczył, zaczął wyrywać swoje szczupłe rączki w jej kierunku. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, a on natychmiast wylądował w jej ramionach. Podniosła się z kucek i kręciła się z nim w swoich ramionach, łaskotała lub całowała, jakby znała go od zawsze. A chłopczyk był zachwycony nową ciocią.
Widział, że patrzy na dziecko jak na ósmy cud świata i w tej właśnie chwili zrozumiał, że chciałby się z nią zestarzeć.
Kiedy jakiś czas później prowizoryczne boisko opustoszało, a oni siedzieli na kamiennych ławkach niczym w teatrze antycznym, zdecydował podzielić się swoimi spostrzeżeniami.
- Teraz już rozumiem dlaczego kiedy spotkaliśmy się po raz drugi, siedziałaś na trybunach i przyglądałaś się ludziom grającym w piłkę - powiedział spoglądając na nią, która opierała głowę na jego ramieniu co nad wyraz podobało się jemu i jego ciału.
- Tak, właśnie dlatego. - Uśmiechnęła się delikatnie. - Ale nie wspominam tego dobrze. I wiesz dlaczego...
- Bo nie chodziło o piłkę nożną... - Tak... Jej miłość zdecydowanie nie była tematem, który chciał poruszać. Za to miał inny. - Podbiłaś serca tych dzieci. Zwłaszcza tamtego malca, którego miałaś na rękach.
- Tak myślisz? - Spojrzała na niego ciekawa czy mówi poważnie, a widząc, że tak, uśmiechnęła się. - To fajnie!
- I widziałem jak na niego patrzysz... Naprawdę powinnaś mieć już dzieci. Niemal trudno uwierzyć, że nie masz całej gromadki,
Odwróciła wzrok i wbiła go w Alpy majaczące na horyzoncie. Błagała los, by nie poruszył tego tematu. Ale z drugiej strony, musiała mu powiedzieć. Bez względu na wszystko własnie on musiał wiedzieć. A teraz przynajmniej nie musi odkładać tego na potem. Powoli odwróciła się w jego kierunku i powiedziała:
- Ja nie mogę mieć dzieci. - Gdy tylko te słowa wydostały się z jej ust, straciła siły do patrzenia na niego i znów zapatrzyła się w krajobraz.
Brakowało mu słów. A w jej własnych... Nie słyszał w nich smutku, nie słyszał w nich w ogóle niczego. Mówiła to tak wypranym z emocji głosem, że, paradoksalnie, było to jeszcze bardziej smutne, niż gdyby teraz płakała. A nie robiła tego. Ale choć wzrok miała nieobecny, to głęboko, głęboko w środku, dostrzegł, że wcale nie radzi sobie z tym. Że dla niej to największa tragedia. Bo naprawdę pragnęła dzieci od bardzo dawna, a nie mogła ich mieć.
Sposób, w jaki patrzyła na tamtego chłopczyka nabrał dla niego trójwymiarowego znaczenia.
Pociągnął ją za rękę i zmusił do biegu. Nie miał pojęcia gdzie zmierza, ale wiedział, że wszystko co musi zrobić, to oderwać ją od tych smutnych myśli - na które sam ją zaprowadził. Więc po prostu biegli przed siebie, aż obojgu zabrakło tchu. I kiedy w końcu zatrzymali się, ledwie stojąc na nogach, w samym środku niczego, lunął deszcz. Całkowicie zaskoczony spojrzał w górę, zastanawiając się jakim cudem, bo słońce wciąż świeciło. Wcale mu to nie przeszkadzało, wręcz był zachwycony, niemniej, był zaskoczony widząc nad sobą deszczowe chmury.
Spojrzał w dół i okazało się, że Ani przed nim nie ma. Rozejrzał się zdezorientowany i zobaczył ją kilka metrów od siebie. Z twarzą zwróconą na wprost kroplom deszczu i szeroko rozłożonymi rękoma kręciła się szeroko uśmiechnięta, w swojej śnieżnobiałej, całkowicie już mokrej sukience. I w tej chwili, jak nigdy, cieszył się z tamtego dnia na placu zabaw w Seulu, gdzie wygłupiali się jak dzieci, które znają się całe życie. Bo dzięki temu, teraz mógł zrobić to, co chciał. Pobiegł do niej i bez zatrzymywania się chwycił ją pod kolanami i przerzucając sobie przez ramię zaczął się kręcić. A ona piszczała z radości.
Spojrzała na swój zegarek na cienkim brązowym paseczku i zobaczyła, że zbliża się północ.
- Dawno temu powinnam być w łóżku - powiedziała, myśląc, o której musi jutro wstać.
- Chodź Kopciuszku, odprowadzę cię - odpowiedział i objął ją ramieniem.
Cieszyła się, że nie widział tego rumieńca na jej twarzy, kiedy usłyszała te słowa.
Zatrzymała się przed drzwiami hotelu, a potem odwróciła się i pokazała na jeden z balkonów.
- Tam mieszkam. Widok o świcie jest... oszałamiający. Ale ty wiesz o tym najlepiej. - Stała tak blisko niego, że musiała mocno zadzierać głowę, ale postokroć wolała to, od rozstawania się z nim teraz. Spędzili razem niemal dwanaście godzin, a ona wcale nie miała dość. I gdyby zobaczyła teraz spadającą gwiazdę, błagałaby ją, by on nie zniknął. Ale żadnej nie widziała.
A on toczył ze sobą wewnętrzną walkę. I już nie chodziło tylko o to, żeby nie dać jej odejść. Całym sobą pragnął ją pocałować, ale to były tylko jego uczucia. Widział, że się do niego uśmiecha, że patrzy z zaciekawieniem, ale nie widział w tym wzroku niczego, czego nie byłoby, kiedy patrzyła na swojego najlepszego przyjaciela, jej przyszywanego brata. A on nie chciał być jej bratem.
- Wracaj bezpiecznie. - Pochylił się i pocałował ją w policzek, zamykając oczy na sekundę i rozkoszując się tym dotykiem. - Dobranoc. - Uśmiechnął się do niej i otworzył jej drzwi, ignorując hotelowego pachołka. A kiedy weszła do środka, odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę.
- Zaczekaj!
Zatrzymał się zaintrygowany, a potem odwrócił się mając nadzieję, że za chwilę znajdzie się w jego ramionach. Ale ona wciąż stała w tym samym miejscu, w którym ją zostawił.
- Dziękuję!
- Za co?
- Za wszystko.
Uśmiechnęli się do siebie po raz ostatni.
Już skręcał w jedną z uliczek, kiedy coś w środku kazało mu się zatrzymać i odwrócić. Oparł się o kamienną ścianę i spojrzał na balkon, który mu pokazała. Czekając, aż w oknach sypialni zaświecą się światła, zastanawiał się czy na niego wyjdzie. I po chwili rzeczywiście tak się stało. Otworzyła przeszklone drzwi i podeszła do balustrady. Na tle nocnego, usłanego gwiazdami, nieba w swojej białej, zwiewnej sukience wyglądała niczym zjawa, ale nie było w niej nic przerażającego. Chciał, żeby spojrzała w jego kierunku. Żeby go zauważyła i utkwiła w nim swoje brązowo-piwne spojrzenie, ale wiedział dlaczego tak nie zrobi. Niebo odbijające się w tafli jeziora było zbyt piękne, by odwracać wzrok. A mimo to, nagle wszystko straciło dla niego znaczenie i postanowił wrócić po pocałunek, którego nie dostał. I już robił krok, kiedy przypomniało mu się jak przecząco pokiwała głową tamtej dziewczynce, która pytała czy są parą. Wtedy się zatrzymał. I przed oczami miał już tylko to zamyślone spojrzenie, które widział tamtej nocy nad basenem. I tak samo jak wtedy, tak samo teraz, wciąż przegrywał z tamtym mężczyzną.
Kochał ją i miał nadzieję, że pewnego dnia, to o nim będzie myśleć nocą.
Odwrócił się na pięcie i wsadzając ręce w kieszenie swoich krótkich, strzępionych dżinsów, poszedł do miejsca, w którym miał spędzić noc.
Wzrok miała utkwiony w jeziorze, a serce jej krwawiło. Okazała się bardzo niewdzięczna. Tak bardzo pragnęła jego obecności, że kiedy los jej ją podarował, nie potrafiła pogodzić się z tym, że musieli się rozstać. Samolubnie pragnęła go przy sobie. Jego ciepłego spojrzenia i słodkiego uśmiechu, który zwalał cały świat z nóg. Pragnęła być dla niego najważniejsza i pragnęła móc przytulić się do niego, tak, jak jeszcze nigdy tego nie robiła. Ona nie tylko była mu wdzięczna, że dzięki swojej osobie uwolnił ją od tej niezdrowej fascynacji tamtym mężczyzną. Przede wszystkim ona była w nim beznadziejnie zakochana. W nim. Po prostu - nim. Bez względu na to, co dla niej robił czy jak przystojnie wyglądał. Była oczarowana jego wnętrzem. I to je pragnęła mieć teraz przy sobie. A nie mogła.
Szukała spadającej gwiazdy, którą mogłaby poprosić, by teraz do niej wrócił, ale żadna nie chciała spaść.
I każdy z nich wiedział, że nie zaśnie tej nocy.