niedziela, 15 grudnia 2013

Myślałam... II

PIĘKNE UŚMIECHY, KTÓRYCH NIE CHCEMY PAMIĘTAĆ


Dzisiaj było inaczej. 
Ciepłe powitanie. Ciepły uśmiech. Ciepłe spojrzenie.
Dzisiaj się cieszyłam. Uśmiechałam. Dzisiaj potrafiłam to robić. I chciałam tego.
Ale czy kiedykolwiek nie chciałam na niego patrzeć? Czy kiedykolwiek naprawdę nie zwracałam na niego uwagi? Czy kiedykolwiek nie pragnęłam uśmiechać się na jego widok?
Zawsze...
Dobre złego początki... pułapka, w którą wpadłam. Bo piękny początek mógł zmienić mój sposób myślenia, ale nie znaczyło to, że coś ulegnie zmianie. I nie uległo. 
Dystans... Znów był. W tej nieprawdopodobnej formie, której nigdy nie zrozumiem. I myślę: "Co złego uczyniłam?" Ale nie wiem. Ani wtedy, ani teraz. 
Ostatniej nocy myślałam o pewnej sytuacji; Wiem, że nie był to sen. I choć nie potrafię przypomnieć sobie początku tej myśli, to najważniejsza jej część, jej puenta, jest jak dzwon w mojej głowie.
"- Gdybyśmy byli przyjaciółmi... - powiedziałam i zrobiłam krok w jego stronę. Jedną rękę wsadziłam pod jego przedramię i oparłam na plecach, a drugą objęłam za szyję. Stanęłam na palcach i wtuliłam twarz w jego policzek. - każdego dnia witałabym cię własnie tak. 
Rozkoszowałam się tym dotykiem przez sekundę, jednocześnie czując jego zdziwienie. A potem odsunęłam się od niego i patrząc w te piękne, ciepłe, błyszczące oczy powiedziałam:
- Gdybyśmy byli przyjaciółmi, patrzyłabym na ciebie jak na ósmy cud świata. Jakbym złapała Boga za nogi. Gdybyśmy byli przyjaciółmi rozświetlałabym się na twój widok niczym Las Vegas. I uśmiechałabym się tak ciepło, jak jeszcze nigdy tego nie widziałeś. Więc dlaczego sądzisz, że jesteśmy przyjaciółmi? - zapytałam ukrywając te wszystkie zachowania, o których własnie mu opowiedziałam pod maską stoika. Stoika, który pyta o coś takiego, jakby chodziło o pogodę...
Nie odpowiedział."
Dystans... To zawsze była kwintesencja naszej relacji. W mojej głowie i w naszym życiu. I nie rozumiem go. Ale nie wiem czy chcę go rozumieć.
Dystans. 


źródło: internet

"Spójrz na mnie!" ten desperacki krzyk przedstawiany w literaturze i kinie, zawsze robił na mnie nieopisane wrażenie. Swoisty akt rozpaczy. Jak modlitwa o ostatnią deskę ratunku, tylko pełna ekspresji. Dla mnie to coś, obok czego nie przeszłabym obojętnie, bez względu na to, czy słowa te kierowane byłyby do mnie, czy też nie. Zwróciłabym uwagę na tego krzyczącego człowieka, tak pełnego złości, bo nie dostrzega go ktoś, kto powinien to robić. Dlatego, bo najpewniej bardziej nie mógłby się odsłonić. Pokazać co gnieździ się w jego zbolałej duszy. A on krzyczy, że nie rozumie. I krzyczy żądając pomocy. Uwagi.
Ale jest jeszcze ten drugi rodzaj. Ten przedstawiony na powyższej grafice. Subtelny...
"Zabij mnie... Pocałuj mnie... Pogrzeb mnie... Ale... Tylko spójrz na mnie..." To nie ma w sobie nic z krzyku. To nawet nie prośba. To błaganie bezradnego człowieka, który jest tak przeraźliwie bezbronny z powodu swojej samotności. Ta niewidzialna dla świata osoba poświęciłaby wszystko, byle tylko ktoś ją dostrzegł. I dla mnie to tak smutne... Bo ona nie zna żadnego sposobu, by się pokazać. By powiedzieć jak bardzo cierpi. Nie ma na to odwagi, wiary w siebie. Jest zagubiona, schowana przed światem i przestraszona. I wszystko co potrafi, to błagać w myślach. Powtarzać niczym litanię - delikatnie, cichutko, z nabożną czcią: spójrz na mnie... spójrz...
Jednak jest jeszcze ten trzeci przypadek. Ten, w którym prosisz by ktoś na ciebie spojrzał, ale spojrzał naprawdę - wprost do twego wnętrza. Bo on patrzy i nie widzi. I to jest... smutne. A im mocnej ci zależy tym to smutniejsze, boleśniejsze... A ty czujesz się pusty. I przeraźliwie samotny. Zwłaszcza, gdy patrzysz na tą osobę. 
Jednak z czasem dostrzegam, że po tym jak usilnie błagało się niebiosa o te spojrzenie, ono nie wystarcza. Pragnie się nie tylko spojrzenia. Potem chcesz rozmowy, śmiechu, dotyku... Chcesz być bliżej i bliżej, bo w końcu kogoś masz. Kogoś, kogo tak desperacko potrzebowałeś. Ale spojrzenie jest najłatwiejsze, dlatego najczęściej na nim się kończy. 
A ta chwila... Ten moment, w którym patrzysz na tą osobę, na jej ciepłe spojrzenie skierowane do ciebie. Spojrzenie, na które tak czekałeś i które stało się najlepszym jakie widziałeś. I pragniesz coś powiedzieć, ale ta osoba odwraca się i odchodzi. I tak za każdym razem. 
I im starsza jestem, tym wyraźniej dostrzegam, że spojrzenie którego tak pragnęliśmy staje się tym, czego nie można znieść. Bo jest tak piękne, bo jest tak pięknie skierowane do nas, ale dystans sprawia, że patrzy się na to jak na piękny obraz. I okazuje się, że chcemy tylko o tym zapomnieć. Zapomnieć o tym, że patrzył na nas ktoś, kto miał zwrócić na nas uwagę.
I zrobił to. Ale nie tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

blog wspiera akcję:

blog wspiera akcję: